Ale tylko do Hożej. Niedzielny spacer po wschodniej części dał mi się we znaki.
Odcinek Marszałkowskiej między Alejami Jerozolimskimi, Hożą i Chałubińskiego jest również bardzo wielkomiejski, ale widać i tu, że wojna zrobiła swoje. Stare kamienice wymieszane są z nowszymi, a gdzieniegdzie zieją dziury, zapełnione skwerami lub parkingami. Przy samej Marszałkowskiej nie ma właściwie niczego ciekawego, powiedziałabym, że jest wręcz nudno, interesujące miejsca można napotkać zapuszczając się w Nowogrodzką, Wspólną i Hożą. Zaczęłam spacer od południowego odcinka Alej Jerozolimskich, gdzie zachował się ciąg przedwojennych kamienic (duża część Alej została podczas wojny całkowicie zburzona).

Secesyjny hotel jest drugim – po „Bristolu” – najstarszym hotelem w Warszawie (zainaugurował działalność w 1913 r.).


Na parterze kamienicy działa najstarszy w Europie działający in situ, czyli na miejscu, fotoplastykon.
Za opasłymi, żeby nie powiedzieć wypasionymi, kamienicami, przywołującymi na myśl la belle epoque, następuje radykalna zmiana klimatu, czyli na scenę wkraczają Amerykanie:

Za kilka dni będzie to najlepiej strzeżony hotel na świecie, bo zapewne zanocuje tam president of the United States. Ciekawe, czy odwiedzi Ukraińców koczujących na Dworcu Centralnym naprzeciwko.



Moja mama pamięta, telefon międzymiastowy (i międzynarodowy) nawet bardzo dobrze, bo jako młoda dziewczyna pracowała jako telefonistka na centrali. Geografię ma do dzisiaj nieźle opanowaną. Całymi dniami przełączała te kabelki i wtykała wtyczki… Nie zraziło jej to do telefonów – może gadać godzinami… 🙂


O gmachu Ufficio Primo pisałam w ubiegłym roku we wpisie o rzeczce Żurawce. Na tym zdjęciu widać to, czego nie udało mi się wtedy uchwycić, czyli kopułę w dachu z charakterystycznymi bąblami.


Ta fotka pokazuje najlepiej, jak ciężko się tu chodzi i jak trudno zrobić tu dobre zdjęcie.



Na parterach tych pięknie odrestaurowanych kamienic można jeszcze czasem spotkać małe prywatne zakładziki usług wszelakich (ich jeszcze nie eksmitowano).

U przemiłego pana szczotkarza można się zaopatrzyć we wszystko, co zamiata, czyści, szoruje, czesze, szczotkuje… Albo namydla – ja kupiłam tu kilka lat temu pędzel do golenia dla brata na Gwiazdkę. Pracownia pana Barylińskiego działa od 1952 r. i pisały o nim nawet gazety – i nic dziwnego, bo ilu mamy w Warszawie szczotkarzy?
Moje rejony. Okolice Politechniki, zwykle przebiegane w pośpiechu. Dużo przegapione, ale zawsze ‚moje’. Z przyjemnością zauważam, że moje, już spokojne, spacery w okolicy wzbogacą się dzięki Twojemu blogowi:)
PolubieniePolubienie
Milo mi :). Śródmieście w zasadzie całe jest „moim rejonem”, ale przy okazji tych wpisów często odkrywam je na nowo, bo właśnie nigdzie się nie śpieszę, nic nie mam do załatwienia, po prostu uprawiam tzw. miejskie szwendactwo :)).
PolubieniePolubienie