Get out „whatever the weather” and feel the exhilaration of wind and rain snow on your face.
Mam długi weekend, więc – nie ma przebacz – trzeba go wykorzystać bez względu na pogodę. Wyszłam więc dzisiaj pospacerować wśród zamieci. Nie wiem, czy uczucie, którego doznawałam, można określić mianem „exhilaration”, ale maszerowałam dzielnie, z wiatrem i pod wiatr, pstrykając co tylko wpadło mi w oko. Część tej okolicy obeszłam już przy okazji spaceru śladem rzeczki Bełczącej, ale dzisiaj zanurzyłam się nieco głębiej.
Okolice Placu Grzybowskiego po zachodniej stronie Marszałkowskiej, między Grzybowską a Świętokrzyską bardzo są żydowskie. Mamy tu synagogę, mamy ul. Próżną, sklep koszerny mamy i tylko Żydów spotyka się niewielu, choć – przyznać trzeba – więcej niż w innych częściach miasta, głównie młodzieżowe wycieczki. Nawet dzisiaj widziałam jakąś przemarzniętą grupkę z przewodnikiem. Ale kiedyś widziałam też takich prawdziwych, z pejsami i w kapeluszach. Na przełomie XIX i XX w., a także później, kwitło tu „handele, handele”, czyli drobne sklepiki i zakłady usługowe, była pętla tramwajowa i w ogóle działo się dużo. W czasie wojny teren znalazł się w granicach getta, a po powstaniu w większości zrównany został z ziemią. Dzisiaj jest to eklektyczna mieszanina starego i nowego.
















A między tym wszystkim normalne bloki z lat 60. i 70., czyli Osiedle Za Żelazną Bramą i Grzybów.
Supertuwimowska „Lokomotywa”🚂
PolubieniePolubienie
Też mi się bardzo podoba.
PolubieniePolubione przez 1 osoba