Czyli takie stawo-jezioro na Górcach Starych (które wyglądają nowiej niż Nowe).




Czyli takie stawo-jezioro na Górcach Starych (które wyglądają nowiej niż Nowe).
Czyli bemowskiego działkowego szwendactwa ciąg dalszy. Dzisiaj pozostałości starej wsi na Nowych Górcach, między torami kolejowymi a trasą Via Baltica.
Osiedle mieszkaniowe położone na terenach dawnego lotniska wojskowego, nieopodal nadal działającego lotniska Bemowo. Samoloty stąd już nie startują, ale można napotkać lotniskowe pozostałości.
Ul. Muzealna na Młocinach to dawna aleja prowadząca do pałacu Henryka von Brühla z XVIII w. Położony na skarpie, otoczony ogrodem, w którym znajdował się teatr leśny i świątynia Diany, zwany był „Wilanowem Północy”. Za PRL-u było tu Muzeum Kultur Ludowych. Obecnie stoi niewykorzystany, prywatny właściciel otoczył go płotem przecinającym wał przeciwpowodziowy, szlak turystyczny i rowerowy i jest całkowicie niedostępny.
Z ulicy można zobaczyć niewiele.
Ale wokół stoi trochę innych staroci, lepiej widocznych.
A niektórzy młocinianie stawiają w ogródkach interesujące altanki ogrodowe…
Dużo bym dała, żeby zobaczyć, co jest w środku.
Czyli spacer donikąd. Ale maj jest takim miesiącem, że gdzie by się nie poszło, można być pewnym, że będzie ładnie.
Kiedyś dzielnica biedoty, opisywana barwnie przez Prusa w „Lalce”, zalewana regularnie przez Wisłę (czego pozostałością jest nazwa jednej z ulic – Topiel), dzisiaj jedna z warszawskich dzielnic najbardziej „sexy”, w sensie – najbardziej pożądanych przez młodych i pięknych (i bardzo bogatych). Dzisiaj niewielki fragment między Dobrą, Browarną, Topiel i Tamką.
Pierwszy publiczny gmach szkolny w Warszawie (z 1906 r.). Absolwentami są m.in. ks. Adam Boniecki, Wojciech Mann i Stanisław Tym. Obecnie szkoła podstawowa.
Borrow take in a dog and take it for a walk.
Nie ja wprawdzie przygarnęłam, ale byłam obecna przy przygarnianiu i bezpański kundelek z Charkowa zapamiętał mnie, mam nadzieję, jako członka nowego stada. Jak na uchodźcę ze strefy wojennej jest bardzo wesoły i żywiołowy. Musi sobie jeszcze tylko ułożyć stosunki z Sunią, która na razie marszczy nos i traktuje go jak nieznośnego gówniarza i będzie mu dobrze na polskiej wsi.
Jest to Ukrainiec rosyjskojęzyczny.
A, i najważniejsze – jest trochę niesforny, ale nie gryzie nikogo w tyłek!
Visit the old haaf station at Fethaland, keeping an eye open for purple saxifrage on the way.
Portów rybackich w Warszawie nie ma, porty rzeczne jednak są – trzy. Odwiedziłam wczoraj jeden z nich, na Starej Pradze. Okolica od kilku lat ulega wielkim przemianom, będzie tu high-life, ale teraz można jeszcze poszwendać się po chaszczach i pooglądać stare rudery.
Miejsce, sądząc po pozostałościach, służy głównie za bar pod chmurką, ale wczoraj byli tu tylko wędkarze i psiarze.
Podziwialiśmy ze świeżo otwartej kładki pieszo-rowerowej.
Podczas ostatniej „niżówki” można było pooglądać elementy dekoracyjne Zamku Królewskiego zrabowane przez Szwedów podczas potopu i zatopione wraz ze statkiem.
Mama – rodowita prażanka – opowiada, że gdy była dzieckiem, ulubionym placem zabaw okolicznych dzieciaków był dom „u dziada” – stara czynszówka, zbombardowana pod koniec wojny i opuszczona przez mieszkańców. Wiele lat trwało, zanim ją w końcu rozebrano.
Okolica miejscami wygląda jak skansen, jeszcze trochę, a miejscowi pijaczkowie zaczną dawać pokazy za opłatą niczym tubylcy z egzotycznych wysp…
***
I spacer można by uznać za bardzo udany, gdyby nie ten mały, rudy, jazgotliwy…
Krzywdy wielkiej mi nie zrobił, ale lepiej dmuchać na zimne.
Trochę faktur…
Trochę kwiatów…
Trochę krajobrazu…
Tylko tyle i aż tyle. Po wczorajszym pierwszym dniu w Gmachu („żelbetonowym orle trójskrzydłym z torsem skalistym, przytłaczającym i onieśmielającym”) włóczęga po naszym ulubionym chwastowisku-wysypisku dała ulgę i wytchnienie. Nawet nie zauważyłam, kiedy prawie minął kwiecień.