






Chłodno w altanie, ale wokół szaleństwo zieleni, ptasich śpiewów i czerwcowych zapachów. I pierwsza czereśnia na niedawno posadzonym drzewku.







Chłodno w altanie, ale wokół szaleństwo zieleni, ptasich śpiewów i czerwcowych zapachów. I pierwsza czereśnia na niedawno posadzonym drzewku.
Powojenna kontynuacja żoliborskich osiedli spółdzielczych, z lat 40. i 50. Czyli znowu Żoliborz mi się przypomniał. Ładnie, ale nie tak jak tam.




Jaki diabeł mnie podkusił, żeby się tam zapisać??? 😉








Ostatni spacer po Wyględowie – na raty – pierwsza część była w zeszłą niedzielę, ale pogonił mnie deszcz, dokończyłam dzisiaj. Żeby nie było, ja się cieszę, że maj jest taki chłodny i deszczowy, jeszcze zatęsknimy za tym chłodem i wilgocią.

Sąsiadują z Agencją Wywiadu, czyli polskim MI6, ale tam zdjęć robić nie wolno, więc idę dalej, aż do ul. Kulskiego. Niedaleko jest też szpital MSWiA, w którym miałam kiedyś nieprzyjemność spędzić noc na SOR-ze. Po wielu godzinach wyjęli mi wenflon i wypuścili o 3-ej nad ranem do domu, dokąd wróciłam pieszo, bo rozładowała mi się komórka i nie miałam jak wezwać taksówki. Na szczęście mieszkałam wtedy blisko.

Więc wróciłam do domu i z braku lepszych rzeczy do roboty poszłam na wybory.

Jedyny chyba starszy budynek w tej okolicy, reszta to nowe osiedle Biały Kamień (nie wiem, skąd ta nazwa) i biurowce.

Nic tu nie ma ciekawego, więc przechodzę przez ul. Rostafińskich i zanurzam się w zieloną czeluść Pola Mokotowskiego.


Kiedyś przychodziłam się tu opalać. Ale to dawno było, dzisiaj bym się już nie odważyła.
W życiu bym nie pomyślała, że moja pierwsza wizyta na Narodowym odbędzie się przy okazji Grand Prix w sportach motorowych (?!). Ale gdy się weźmie pod uwagę, że się ma kuzyna, którego ojciec był mistrzem Polski w Czarnym Sporcie, to już nie jest takie zaskakujące.
Nie bardzo wiedziałam, o co chodzi, czy raczej jeździ, ale „robiłam flagę” podczas hymnu, świeciłam komórką, śpiewałam „Sen o Warszawie”, robiłam falę, buczałam na sędziego i miałam szalik, czyli krótko mówiąc kibicowałam jak się patrzy. I gdyby nie straszliwy ziąb, to bawiłabym się nawet nieźle. Żal mi było tylko ptaszka, który zabłąkał się pod dach stadionu i latał przerażony w straszliwym ryku motorów i tłumu.

Okienko pogodowe w drodze na stadion.




Najtańsze miejsca, pod samym dachem. Nie wzięłam lornetki.



Startowali zawodnicy z Polski, Szwecji, Wielkiej Brytanii, Szwajcarii, Australii, Danii, Słowacji, Czech, Niemiec, Łotwy i Portugalii.

Ci szaleńcy jeżdżą bez hamulców. Sport jest bardzo niebezpieczny, także i podczas tegorocznego Grand Prix doszło do poważnego wypadku, Australijczyk wylądował w szpitalu.

Kibice z Australii, których kuzyn spotkał przed południem na mieście, nie przylecieli taki kawał drogi na próżno.





Godz. 19:30, dziki idą w stronę przystanku tramwajowego… :-). Zachowuję spokój i nie wykonuję gwałtownych ruchów.
To już wiem, skąd ten zryty trawnik pod moim blokiem.
Najładniejszy i najbardziej zielony fragment Wyględowa (chociaż z podtekstem), w tej i tak bardzo zielonej części Górnego Mokotowa. Sporo wiewiórek, chociaż nie dałam rady żadnej uchwycić. Cicho i spokojnie, bo to trochę park, a trochę cmentarz.




Cmentarz Mauzoleum Żołnierzy Radzieckich, na którym pochowani są żołnierze polegli w walkach o Warszawę w latach 1944-1945. Wielokrotnie dewastowany, teraz już mniej, bo zamontowano kamery.





Żeby przejść się tą aleją, trzeba wejść na teren ogródków działkowych, na szczęście furtka na ogół otwarta.

Nie widać na zdjęciu, ale pieczone było.





Pojechałoby się gdzieś na majówkę… Tą trasą można do Kielc. Albo do Radomia na szkolenie. No ale teraz na szkolenia jeżdżę już gdzie indziej, więc zostają kieleckie kamieniołomy ;-).

Bardzo przyjemnie się tędy wracało z pracy, zwłaszcza w lipcu, gdy lipy kwitły. 1052 drzewa, w większości zasadzone jeszcze przed wojną, w trzech lub czterech rzędach, na odcinku ponad 4 km. Jedna z najpiękniejszych ulic w Warszawie, moim zdaniem. I zarazem wspaniała wizytówka miasta, bo ciągnie się prawie od lotniska.

Ul. Racławicka była węższa, nie było chodnika i ścieżki rowerowej, jedynie wydeptana ścieżka pośrodku, w cieniu rozłożystych klonów. Stare klony wycięto lub same w trakcie tej przebudowy uschły, w ich miejsce posadzono nowe drzewa, ale dopiero rosną. Są na szczęście drzewa po prawej – bronią dostępu do twier… tfu – osiedla Marina Mokotów, największego zamkniętego osiedla w Warszawie, miasta w mieście prawie – ale kiedyś cienia było jeszcze więcej.


Za to dla samochodów cztery pasy.
***
Aha, i doczytałam się, że ten skwerek z poprzedniego wyględowskiego wpisu to jest „park kieszonkowy”…






Nie było jeszcze tego skwerku, ale można było spotkać wiewiórkę.

Kościółek mały, małe osiedle, mało parafian, za to samochody…


Z tej pętli startowały pierwsze, testowe jeszcze, autobusy elektryczne w Warszawie. Ponieważ linia 222 (już nieistniejąca) miała przystanek koło mojego domu, byłam jedną z pierwszych testujących. Można się było przejechać w okolice Starego Miasta i była to wtedy, tj. w 2012 r., spora atrakcja.
Autobusy przyjeżdżają do Instytutu Geriatrii i Reumatologii. Ale nie sami staruszkowie się tam leczą (młodzi, a w każdym razie młodsi ode mnie mężczyźni również…).

Jest tu jeszcze fort Mokotów, w którym przed wojną były stacje nadawcze Polskiego Radia, ale nie zajrzałam, bo zamieniony został na skupisko snobistycznych i drogich knajp, a nie czuję się najlepiej w takich miejscach.