Okolice parlamentu odwiedzałam już na blogu dwukrotnie – raz w marcu zeszłego roku i potem jeszcze przy okazji spaceru śladami Tuwima, który mieszkał na Wiejskiej zaraz po wojnie. Dzisiaj, korzystając z pięknej, wiosennej pogody obeszłam sobie okolicę od jej bardziej zielonej strony, czyli od skarpy, która stanowi naturalną granicę między Śródmieściem Południowym a Solcem.

W konkursie na najładniej brzmiącą nazwę ulica Frascati plasuje się w mojej ścisłej czołówce (razem z bielańską ul. Dewajtis). Na tej ulicy mieszkała też hrabina Czetwertyńska, która ściągnęła do Warszawy moją babcię, jako służącą dla swojej córki, a kilka lat później wyprawiła jej (mojej babci znaczy) ślub w pobliskim kościele św. Aleksandra. Tak więc to tu zaczęła się przygoda mojej rodziny (ze strony mamy) z Warszawą. Na prostej (acz ambitnej) dziewczynie z podpoznańskiej wsi miejsce to musiało robić wrażenie, bo okolica jest naprawdę ładna, a przed wojną była jeszcze ładniejsza. W czasie wojny wiele budynków zburzono, a w latach powojennych nie wszystkie odbudowano, albo odbudowano je nie w pełnej krasie. Frascati była nazwą nie tylko ulicy, ale całego obszaru na tyłach Sejmu.



Park leży na terenach dawnych ogrodów Frascati, na granicy Śródmieścia Południowego i Solca.












Na Wiejskiej mieści się też wydawnictwo „Czytelnik” (choć akurat nie pod powyższym adresem), oraz słynna „czytelnikowska” kawiarnia (bar raczej), w której przesiadywali m.in. Holoubek i Konwicki (oraz moja mama w przerwach na lunch – chociaż oczywiście nie z wymienionymi panami – kiedy jeszcze pracowała). Dzisiaj kawiarnia pod nową nazwą „Kawiarnia Czytelnik Nowe Wydanie” próbuje kontynuować literacko-artystyczno-polityczną tradycję, ale dawne czasy już nie wrócą.
Ha, nie dotarło jakoś do mnie, że park, który znałam jako Centralny Park Kultury zmienił nazwę. Kiedy nie był jeszcze parkiem tylko rozwalająca się skarpą z powojennymi gruzami ambasady francuskiej (?) był również miejscem zabaw dzieci. Tajemnicze i niebezpieczne to było miejsce, ale wśród cegieł znaleźć można było kawałki pięknych porcelanowych serwisów.
PolubieniePolubione przez 2 ludzi
Czerwony pałac Branickich.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Uwielbiam tajemnicze i niebezpieczne miejsca :). Dla mnie takim był Kopiec Czerniakowski, czyli po prostu „zwałka”. W parku na Solcu też się bawiłam, bo był na naszej (mojej i dziadka) trasie spacerowej z centrum nad Wisłę, ale nie był już wtedy dziki ani tajemniczy. I serwisów Branickich też już nie było :).
PolubieniePolubione przez 1 osoba