Kontynuując moje królewskie spacery – dzisiaj Ogród Saski, najstarszy polski park publiczny. Kolejny z parków mojego dzieciństwa, który często odwiedzałam z dziadkiem i w którym się kiedyś zgubiłam przez Jana Kobuszewskiego. Na spacerze urwałam się dziadkowi i okrążyłam parkowy staw, nad którym siedzieliśmy. Po drugiej stronie stała ławeczka, usiadłam sobie na niej, a po chwili na ławeczce naprzeciwko usiadł… narrator z „Bajek dla dorosłych”, które namiętnie oglądałam, nic z nich nie rozumiejąc, bo miałam jakieś pięć lat. Rozdziawiłam gębę, nie mogąc uwierzyć w to, co widzę. Oczywiście nie miałam pojęcia, że siedzi przede mną aktor, byłam przekonana, że siedzi przede mną „pan z telewizji”, czyli osoba z innego świata. Pan Jan zaś, widząc moje rozdziawienie, zaczął do mnie robić miny (a potrafił „grać twarzą”). Tego już było dla mnie za wiele, poderwałam się i pobiegłam z powrotem na drugi brzeg stawu opowiedzieć dziadkowi o tym, co właśnie widziałam. Ale dziadka już tam nie było (poszedł mnie szukać). Rozdziawiłam gębę po raz drugi, tym razem z rozpaczy, i taką rozryczaną i zasmarkaną znalazła mnie grupka młodych ludzi. Powiedziałam, że zgubiłam dziadka, miła dziewczyna zapytała, gdzie mieszkam, nie umiałam na to pytanie odpowiedzieć, ale wzięta za rękę bezbłędnie zaprowadziłam ją ulicami Śródmieścia, przez dziadkowe skróty, przez podwórka, prosto do domu. Dalszej części tej historii nie pamiętam, ale z tego co wiem, najbardziej dostało się dziadkowi.
Ale to stare dzieje, dzisiaj ogród bardzo się skurczył (dla mnie), ale nie stracił swojej urody, zwłaszcza o tej porze roku.





Takich barokowych rzeźb jest w ogrodzie 21, ale dosyć już tego planu lekcji. No może jeszcze jedna – oto naga prawda:







One thought on “Ogród Saski”