Mamę wypuścili wreszcie ze szpitala, w lepszym stanie, niż do niego trafiła, ale nadal bez jednoznacznej diagnozy, co jej właściwie jest, za to z kilogramem dokumentacji, zaleceń, skierowań i recept. Tylko jak to wszystko załatwić – teraz, gdy epidemia szaleje. Chodzi więc teraz głównie o to, żeby się nią zaopiekować, ale jej przy tym nie zarazić. Zamówiłam lepsze maseczki, myję i dezynfekuję ręce tak często, jak tylko mogę, poruszam się tylko pieszo, co mocno ogranicza moje spacerowe przedsięwzięcia, ponieważ w najbliższym otoczeniu naszego domu na Czerniakowie nie ma zbytu wielu atrakcji. Jest jedna – i to nie byle jaka (patrz tytuł) – ale trzeba do niej kawałek podmaszerować, na Ujazdów. Cóż było robić – podmaszerowałam. Kiedyś, w latach mojego dzieciństwa, Łazienki były obowiązkowym punktem programu każdej niedzieli (po kościele, a przed niedzielnym obiadem). Ostatnimi czasy odwiedzam je znacznie rzadziej. No to teraz poodwiedzam częściej. Dzisiaj – obrzeża wschodnie XVIII-wiecznego Ogrodu Królewskiego.


Podbiegają do ludzi i patrzą wyczekująco. Następnym razem muszę wziąć jakąś szamę dla nich.



Łowiectwo, jeździectwo, koszary – wzdrygam się na dźwięk każdego z tych słów.



Putto – „motyw dekoracyjny przedstawiający małego nagiego chłopca” (Wikipedia). Hmm… ja tu CHŁOPCA nie widzę…


Rzeźby dłuta Giacoma Monaldiego, architektem pałacu był Domenico Merlini. Mieszkańcami pałacu byli m.in. Stanisław August, Józef Poniatowski i Eugeniusz Kwiatkowski.

I na koniec ciekawostka:

O białych krukach każdy słyszał. Ale o białej wronie?? Albo może kawce? Trudno rozpoznać gatunek w tym nietypowym ubarwieniu, zwłaszcza że obok spacerowały i jedne, i drugie. (I żadna tej białej nie atakowała). Ludzie, uczcie się od ptaków.