Stare Bielany w deszczu

Sprawa ze spacerowaniem wygląda coraz gorzej. Nie dość, że jesień, że dzień coraz krótszy, to jeszcze epidemia nabiera rozpędu. Mama prawdopodobnie w przyszłym tygodniu wychodzi ze szpitala i będę się musiała znowu do niej przeprowadzić. Muszę więc ograniczyć „kontakty społeczne”, żeby jej czegoś do domu nie przywlec. Zbiorkom odpada, poza tym nie chcę niepotrzebnie robić tłoku – są ludzie, którzy nim podróżować MUSZĄ. Ale ja wychodzić z domu też muszę, raz – dla zdrowia psychicznego, dwa – przez to siedzenie w domu i pracę zdalną przytyłam. Jednak te codzienne minimum 3 km pieszo do i z pracy robiły swoje. Gdy ich zabrakło, waga poszła w górę, większość zimowych ciuchów okazała się przyciasna. Pozostają spacery w najbliższej okolicy, jednak tę już właściwie obeszłam. Ciężka sprawa.

Dzisiaj jeszcze znalazłam kawałek okolicy w najbliższym sąsiedztwie, do którego mogłam dojść i wrócić piechotą. Osiedle Bielany II okazało się jednak kopią pobliskiego Słodowca, co nie dziwne, bo również zostało zaprojektowane przez Piechotków. „Piechotki” jednak już obfotografowałam, a poza nimi niewiele tu jest ciekawego. Do tego złapał mnie deszcz, najpierw była to mżawka, potem kapuśniaczek, a w końcu normalny deszcz jesienny.

Oprócz „piechotków” są tu też szeregowe domki z ogródkami, prawie wszystkie z zakratowanymi oknami i tabliczkami informującymi o „dobrych psach, ale nerwowych”. Tu na zdjęciu akurat kilka nieokratowanych.

„Piechotek” w wersji wyższej.
Pięknie wyhodowane jesienne róże w przyblokowym ogródku.
Może grzybka? : )
Punkt widokowy,.

Domki szeregowe stoją przy ul. Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, mojej niegdyś ulubionej poetki (zanim odkryłam Szymborską). W moim rozlatującym się (wydanie z 1988 r.) tomiku jej wierszy znalazłam kilka aktualności:

Jesiennego krwotoku nic już nie powstrzyma.

Czerwień kapie z parku na ulicę…

Jesień żyły sobie rozcięła

i blednie z zimna,

jak śmiertelnie senna

Eunice…

„Jesień”, 1930

Brzozy są jak złote wodotryski.

Zimno jest jak w ostatnim liście.

A słońce jest jak ktoś bliski,

który ziębnie i odchodzi. Lecą liście…

„Październik”, 1926

poszłam w masce zwinięta w pelerynę ciemną

z oczami zwężonymi

w migocące sierpy

szczęście mnie nie poznało

i tańczyło ze mną

nie wiedząc że to jesterm

ja której nie cierpi

i los też mnie nie poznał

i pomyślał sobie

czemuż nie mam dogodzić

tej obcej osobie

„Trzeba chodzić w masce”, 1927

Opublikowane przez typikalme

Z wykształcenia administratywista i edytor. Z zawodu urzędnik. Z urodzenia (dość już dawnego) warszawianka. Mieszkam (aktualnie) na Żoliborzu. Wychowałam się na Czerniakowie i w Śródmieściu na Ścianie Wschodniej, urodziłam się na Szmulkach, a do liceum chodziłam w Wilanowie. Lubię szwendać się po mieście, pieszo i zbiorkomem. Z aparatem (w telefonie) w pogotowiu. Serce mam po lewej stronie. Namiętnie czytam „Przekrój”. "Typical me" pochodzi z piosenki The Smiths "I Started Something I Couldn't Finish".

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

%d blogerów lubi to: