Korzystając z okienka pogodowego, kiedy nie padało, a było tylko ponuro, wilgotno i wietrznie, podreptałam piechotką na Piechotkowo bielańskie, tym razem po drugiej stronie ul. Kasprowicza. Osiedle niewiele się różni od tego naprzeciw, choć trzeba przyznać, że architekci dbali, żeby ich bloki miały jakąś indywidualność i choć trochę się między sobą różniły. Nie ma wśród nich monotonii osiedli z lat późniejszych, szarych, wielgachnych bloków z wielkiej płyty, niemal pozbawionych jakichkolwiek detali. Skala tych bloczków też jest bardziej ludzka, choć podejrzewam, że mają jedną poważną wadę – brak windy. Ale jest tu zacisznie, podwóreczka są zielone, zadrzewione i zadbane.






Poezja Leśmiana mi się nie podoba, ale jako dziecko zaczytywałam się w „Klechdach sezamowych” i „Przygodach Sindbada Żeglarza”. Niestety pozbyłam się tych książek, czego dzisiaj żałuję. Poszperałam jednak w mojej biblioteczce i znalazłam coś odpowiedniego na zakończenie wpisu w antologii „Poezja polska okresu międzywojennego” wydawnictwa Ossolineum.
Lubię szaty swe liche, gdy na wskroś przemokną,
Deszczem, jak łzami pieśni, co szumiąc, zamiera,
A nie śpiewam, lecz jeno słowami przez okno
W świat wyglądam, choć nie wiem, kto okno otwiera.
(fragment wiersza „Zamyślenie”)
Ja też nie wiem, kto moje okno otwiera, ale wszystkich odwiedzających serdecznie pozdrawiam.