Czyli krótki spacerek po Młynowie na Woli, związany z odwiedzinami w Instytucie Gruźlicy i Chorób Płuc, a właściwie w namiocie pod tym szpitalem, bo do środka nas (mnie i brata) oczywiście nie wpuścili. Wpuścili mamę, przebadali na wszystkie strony i umieścili w izolatce. Jutro się okaże, co dalej. Trochę to wszystko trwało, więc spędziłam parę godzin z Big Brotherem a to siedząc w samochodzie, a to w pizzerri, a to w sklepie; zwiedziłam też niedawno otwartą stację metra Płocka.
Nie chcę się zbytnio rozwodzić nad działalnością służby zdrowia, też pracuję w budżetówce, więc trochę się orientuję, jak wygląda organizacja pracy na tzw. państwowym, rozumiem też, że jest to dla nich bardzo trudny czas, że braki kadrowe, „trudni klienci”, niskie pensje itd., ale generalne spostrzeżenie mam takie, że lekarze i większość pielęgniarek jest OK, natomiast tzw. personel pomocniczy, czyli „panie z rejestracji” jest wszędzie taki sam. A odwiedziłam z mamą już wiele warszawskich szpitali różnej specjalności. Wszędzie (może z wyjątkiem Centrum Onkologii, gdzie tenże personel jest raczej empatyczny, choć też walą do nich tłumy ludzi) najgorsze wspomnienia mamy z tzw. wejścia. Jakby specjalnie selekcjonowali do tej pracy najgorsze zołzy. Widać to zwłaszcza w zestawieniu z rejestratorkami w przychodniach prywatnych, które też odwiedzamy często (dzisiaj również, na Ursynowie). Grzecznie, spokojnie, bez pokrzykiwań. Proszę usiąść, wypełnić druczek, spokojnie, proszę się nie spieszyć, dziękujemy bardzo. Gabinet 9, po schodkach w dół, zapraszamy. Płaci Pani 190 zł.
***


Metrem jeżdżę często, ale na ostatnio otwartych wolskich stacjach jeszcze nie byłam. Stacja Płocka robi wrażenie. Zwłaszcza neony. Generalnie oświetlenie. I kolorystyka. Wow.


Jeśli chodzi o neony, to – pałaszując na spółkę pikantną pizzę XXL – powspominaliśmy sobie z Big Brotherem dawne warszawskie neony, które pamiętamy z dzieciństwa – gdzie były, jak się ruszały. Dzisiaj świecą w Muzeum Neonów na Pradze, a ich miejsce na budynkach zajęły reklamy wielkich korporacji. Najbardziej bolesne było dla mnie zniknięcie pięknego neonu kina „Atlantic”, który pamiętam chyba najlepiej, bo swego czasu mieszkałam kilkadziesiąt metrów od tego kina. Ale podobno ma wrócić!

Pojechałoby się tam raz jeszcze, na południe…

I takie murale powstańcze to ja rozumiem. Brawo dla autora – Damiana Kwiatkowskiego.