

A na niej jazz, czyli Krzysztof Herdzin Quartet. Na zdjęciu Marek Podkowa. Większe brawa zbierał chyba jednak bębniarz, Cezary Konrad. Jego zdjęcia nie udało mi się zrobić, bo perkusista, jak to perkusista, schowany za garami.
Muzycy są wyposzczeni brakiem koncertów tak samo jak widownia. Kwartet miał co prawda jakieś koncerty on-line-nie on-line, ale lider podkreślał, że to nie to samo i że bardzo brakowało mu bezpośredniego kontaktu z publicznością, a jest to jego pierwszy publiczny koncert od marca. I widzowie nie zawiedli.
Nie za bardzo mogę długo stać w miejscu, więc słuchając krążyłam sobie po okolicy.





Pogoda była taka sobie, więc poza publicznością festiwalu i gośćmi kawiarni było jednak raczej dość pusto, prawie jak za lockdown’u, co mnie akurat bardzo odpowiadało, bo rzadko można sobie tam pochodzić po pustych uliczkach.





