Haga – część I

Stolica administracyjna Holandii – to tutaj mieści się większość niderlandzkich ministerstw i zagranicznych ambasad, a także wiele urzędów, w tym międzynarodowych. Założona w XIV wieku, w 1806 r. nadano jej prawa miejskie. Nie tak popularna jak pobliski Amsterdam, ale wcale nie mniej atrakcyjna.

Wiatraki, kanały… – tak, to tutaj.

Z przykrością muszę odnotować, że była to jedna z najgorszych moich podróży samolotem, a przyczyną tego nie była zła pogoda, turbulencje ani nawet fatalne samolotowe żarcie, tylko grupka naszych rodaków, z których jeden był tak pijany, że stewardessa w pewnym momencie musiała zagrozić panom międzylądowaniem z przymusową wysiadką, jeśli nie uspokoją kolegi. Niestety siedzieli tuż za nami, więc całą drogę musiałyśmy znosić jego pijackie wrzaski. No cóż… na szczęście reszta wyjazdu była bardzo udana (pomijając pogodę).

Na początek trochę escherowskiej iluzji…

Maurits Cornelis Escher (1898 – 1972) – holenderski malarz i grafik, który w swojej twórczości połączył matematykę ze sztuką. Jego rysunki potrafią zahipnotyzować (a także przyprawić architektów o ból głowy). W haskim muzeum można obejrzeć wszystkie jego najbardziej znane prace, a także samemu trochę się pobawić perspektywą, np. zrobić sobie z koleżanką/kolegą z pracy zdjęcie, na którym kolega/koleżanka wygląda przy nas jak liliput (lub jak Guliwer). Oczywiście skorzystałyśmy z koleżanką z tej okazji, ale ponieważ na zdjęciu widnieją nasze oblicza, to nie publikuję.

W tej sali można zasiąść i po paru minutach wpatrywania się w zmieniające się wzory – odlecieć (jesteśmy wszak w Holandii…).
To już nie Escher, ale dzieło artysty zainspirowanego jego twórczością.

Dodatkową atrakcją muzeum są kryształowe żyrandole holenderskiego rzeźbiarza Hansa van Bentema – w kształcie parasola, trupiej czaszki, konika morskiego, a nawet bomby lotniczej. Albo takim:

…lub takim.

W XVIII-wiecznym pałacu, w którym mieści się muzeum, architekt też zabawił się iluzją – z poziomu parteru wydaje się, że schody na klatce schodowej prowadzą na drugie piętro, jednak gdy dochodzi się na pierwsze, nagle okazuje się, że wejścia na górę nie ma (tzn. jest, ale nie głównymi schodami, tylko bocznymi, ukrytymi w drugiej, mniejszej klatce schodowej). Goście odwiedzający muzeum popadają w lekką konfuzję… Nie da się tego niestety uchwycić na zdjęciu (wszak to iluzja… :-)).

Haga leży nad morzem, zatem idziemy oczywiście na plażę.

…chociaż pogoda może niezbyt plażowa.

Na zdjęciu haskie molo De Pier w dzielnicy Scheveningen. Czego tu nie ma… Sklepy, knajpy, wieża widokowa do skoków na bungee, hotel, no i oczywiście diabelski młyn. Jeszcze niedawno popadało w ruinę i miano je rozebrać, jednak znalazł się ktoś przytomny, kto zobaczył potencjał tego miejsca. Dzisiaj jest to jedna z największych atrakcji nie tylko w Hadze, ale i w całej Holandii.

Jak widać pogoda nie wszystkim przeszkadza w dobrej zabawie.
Nie, nie wsiadłyśmy.
Nie odmówiłyśmy sobie jednak ryby z frytkami w Kibbelkingu :-).

Starczy atrakcji jak na jeden dzień. Jutro dzień drugi, nie mniej ciekawy.

Opublikowane przez typikalme

Z wykształcenia administratywista i edytor. Z zawodu urzędnik. Z urodzenia (dość już dawnego) warszawianka. Mieszkam (aktualnie) na Żoliborzu. Wychowałam się na Czerniakowie i w Śródmieściu na Ścianie Wschodniej, urodziłam się na Szmulkach, a do liceum chodziłam w Wilanowie. Lubię szwendać się po mieście, pieszo i zbiorkomem. Z aparatem (w telefonie) w pogotowiu. Serce mam po lewej stronie. Namiętnie czytam „Przekrój”. "Typical me" pochodzi z piosenki The Smiths "I Started Something I Couldn't Finish".

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

%d blogerów lubi to: