– Idziem w bój – domyślił się jezdny Kraska, szybko wpychając koszulę do spodni. – Idziem w bój, panie dziesiętnik?
– A cóżeś myślał? Że na tańce, na Zażynek? Przechodzimy rubież. Jutro o świtaniu rusza cała Bura Chorągiew. Setnik nie wie, w jakim szyku, ale przecie nasza dziesiątka przodem pójdzie jako zwykle. No, żwawej, ruszcie dupy! Zaraz, wróć. Powiem od razu, bo potem czasu nie stanie pewnikiem. To nie będzie zwykła wojaczka, chłopy. Jakąś durnotę nowoczesną wymyślili wielmożni. Jakieś wyzwalanie, czy coś takiego. Nie idziem wroga bić, ale na te, no, nasze odwieczne ziemie, z tą, jak jej tam, braterską pomocą. Tedy baczność, co powiem: ludzisków z Aedirn nie ruszać, nie grabić…
– Jakże to? – rozdziawił gębę Kraska. – Jakże to: nie grabić? A czymże konie karmić będziem, panie dziesiętnik?
– Paszę dla koni grabić, więcej nic. Ale ludzi nie siec, chałup nie palić, upraw nie niszczyć… Zawrzyj gębę, Kraska! To nie wiec gromadzki, to wojsko, taka wasza mać! Rozkazu słuchać, bo inaczej na stryk! Rzekłem, nie mordować, nie palić, bab…
Zyvik przerwał, zamyślił się.
– Baby – dokończył po chwili – gwałcić po cichu i tak, coby nikt nie widział.
***
Tak, krzyczy czarnowłosa, śmierć wszystkim, odpłać im wszystkim, pogardzaj nimi! Oni wszyscy skrzywdzili cię albo chcieli cię skrzywdzić! Mogą kiedyś zechcieć cię skrzywdzić! Pogardzaj nimi, bo nadszedł nareszcie czas pogardy! Pogarda, zemsta i śmierć! Śmierć całemu światu! Śmierć, zagłada i krew!
Andrzej Sapkowski, „Czas pogardy”, Supernowa, Warszawa 2004