Pierwszy dzień jesieni

Był wczoraj, wiem, ale uczciliśmy go dzisiaj. Na przekór przeziębieniom i dołującym prognozom, nie tylko pogodowym.

Najpierw był krótki spacerek po lesie, w poszukiwaniu padalców.

Padalec, czyli beznoga jaszczurka.

Młodziutka, ale już z odrzuconym ogonkiem. Obfotografowaliśmy ją, a potem delikatnie włożyliśmy z powrotem pod mech.

Potem polataliśmy sobie po łące.

Startujemy.

Potem były grzybki, grzyby i grzybiska.

Ostatni krzyk mody – szyszka na kapeluszu.

Nikt nie wie, jak się uchował, bo teren jest regularnie przeczesywany. Zdrowiutki.

A potem był pierwszy tej jesieni (i zapewne ostatni, chociaż kto wie) ogródkowy grill.

Stoliczku, nakryj się!
Chrust na zimę przygotowany.

Kiełbaska, bułeczka, pomidorek, musztarda – tfu! rosyjska ;-), drożdżóweczki i winogronka na deser, doborowe towarzystwo – do miłego spędzenia jesiennego popołudnia nie trzeba wiele.

Opublikowane przez typikalme

Z urodzenia warszawianka. Lubię szwendać się po mieście, pieszo i zbiorkomem. Lubię też chaszcze i chwasty. "Typical me" pochodzi z piosenki The Smiths "I Started Something I Couldn't Finish".

Jedna odpowiedź na “Pierwszy dzień jesieni

Dodaj komentarz