Trudno się nie zachowywać tak, jakby wszystko było takie, jak się wydaje.
***
Nie, to nie głupcy stają się mistykami. Potrzeba pewnej inteligencji i wyobraźni, żeby sobie uprzytomnić niezwykłą dziwność i tajemniczość świata, w którym żyjemy. Głupcy, ci niezliczeni głupcy wszystko przyjmują jako oczywiste, ślizgają się pogodnie po powierzchni i ani myślą pytać, co jest pod nią.
***
Powiedziałbym, że większość ludzi we współczesnym oświeconym państwie demokratycznym znajduje się w tym stadium: nazbyt są świadomi, aby słuchać ślepo, ale zbyt głupi, aby zachować się rozumnie na własny rachunek. […]
– Pocieszająca jest myśl – powiedział Chelifer – że współczesna cywilizacja robi, co może, aby na nowo wprowadzić reżim plemienny, tylko na skalę olbrzymią, narodową, a nawet międzynarodową. Tani druk, telefon bez drutu, pociągi, samochody, gramofony i wszystko inne umożliwia konsolidację plemion nie jakichś parotysięcznych, lecz milionowych. Sądząc po powieściopisarzach Środkowego Zachodu, zdaje się, że w Ameryce już ten proces daleko się posunął. Za parę pokoleń zdarzyć się może, że całą planetę nawiedzi jedno wielkie, posługujące się językiem amerykańskim plemię, złożone z niezliczonych jednostek zgodnie myślących i postępujących w ten sam sposób, jak postacie z powieści Sinclaira Lewisa.
(No bez dwóch zdań…).
Aldous Huxley, „Jak suche liście”, 1925. Warszawa, Czytelnik, 1981, przeł. Ewa Życieńska.
(Książka pożyczona od pewnego zaprzyjaźnionego „mistyka” ;-)).
Jeszcze na koniec – nie mogę się powstrzymać:
Ci, których irytuje bezpieczeństwo i monotonia życia biurowego, którzy pragną odrobiny emocji, aby urozmaicić codzienną rutynę, powinni wypróbować mój skromny przepis i sprowadzić sobie do kantoru rynnę wodną. To całkiem proste. Wystarczy wstrzymać się na chwilę od pracy i postawić sobie pytanie: Dlaczego ja to robię? Na co to wszystko? Czy przyszedłem na świat obdarzony duszą, która z powodzeniem może się okazać nieśmiertelna, dla tego jedynego celu, aby zasiadać co dzień przy tym biurku? Postawcie sobie te pytania z namysłem, poważnie. Zastanówcie się nawet chwilę nad ich znaczeniem, a mogę gwarantować, że choćbyście jak najpewniej siedzieli na tych swoich twardych czy wyściełanych krzesełkach, w jednej chwili poczujecie, jak otwiera się przed wami przepaść, jak zsuwacie się na łeb, na szyję, coraz szybciej w nicość.
Powieszę sobie nad biurkiem w biurze (gdy już do niego wrócę, bo wciąż na zdalnej).

Przytoczone fragmenty Huxkley’a „jak znalazł”. Nic dodać, nic ująć,
PolubieniePolubienie