Follow the course of a burn.
Dzisiaj pierwszy spacer po długiej przerwie, tak więc musiał być długi. Oderwałam się od komputera, telewizora i płynących z nich przygnębiających wieści i ruszyłam szlakiem kolejnego warszawskiego potoku, tym razem naziemnego (przynajmniej w przeważającej części). Zaczęłam mniej więcej w połowie jego biegu.
Potok Służewiecki jeszcze niedawno nazywany był Smródką, jednak dzisiaj raczej nie śmierdzi, choć do czystości też mu daleko. Płynie z Ochoty przez Mokotów, Ursynów i Wilanów i wpada do rzeczki Wilanówki (na chwilę przed jej wpadnięciem do Wisły). Przez większość biegu nie płynie przez jakieś szczególnie atrakcyjne rejony, ale ma swoje momenty.

Przedtem płynie przez pewien czas przez zamknięty teren Wyścigów Konnych, obok murów aresztu śledczego na Służewcu, pod płytą lotniska na Okęciu… Czyli odwiedza dość interesujące, ale trudno dostępne miejsca.






Pracująca turbina jest dobrze widoczna, niestety na zdjęciu ginie w mroku prawej komory.


Tuż obok biegnie jedna z najbardziej zakorkowanych ulic stolicy. Tymczasem tutaj cisza i spokój. Krajobraz niemalże sielski.






Za Dolinką potok ostro zakręca i zaczyna płynąć przez Stary Służew, obok ulicy Przy Grobli, którą spacerowałam w listopadzie, a potem znów zakręca i płynie wzdłuż ul. Arbuzowej.



Ul. Arbuzową docieramy do Al. Wilanowskiej i Miasteczka Wilanów, zwanego też czasem „lemingowem”. W oddali Świątynia Opatrzności, zwana też czasem „wyciskarką do cytryn”.




Żeby zobaczyć, gdzie dalej płynie Potok Służewiecki, trzeba wykupić bilet.

Tak, tak, nieważne, jak się zaczyna – ważne, jak się kończy. Potok Służewiecki kończy w królewskim stylu, płynąc przez park krajobrazowy południowy królewskich ogrodów.







Potok wypływa potem jeszcze z Jeziora i w postaci Kanału Sobieskiego wpada do Wilanówki, ale tam już nie da się dotrzeć od strony parku. Zresztą po tylu kilometrach pieszej wędrówki nie miałabym już na to siły.

Mało tu tej spalenizny, pozostała za wschodnią granicą…
PolubieniePolubienie
Spalenizny wojen rzadko docierają za granice. Ich swąd zaczynamy czuć, gdy pojawia się na naszej wycieraczce. Cieszę się, że przynajmniej uchodźców z Ukrainy traktujemy jak ludzi i nie wypychamy do lasu. Oby i nas ktoś przyjął, gdy przyjdzie nam kiedyś uciekać. Bo karma niestety lubi wracać.
A ten blog i te spacery są ucieczką przed tym wszystkim, nie chcę zwariować przed telewizorem.
PolubieniePolubienie