Modernistyczne osiedle Za Żelazną Bramą wybudowano na przełomie lat 60. i 70, na terenach wyburzonego getta. Jak na owe czasy było bardzo nowoczesne i kopiowało wiele zachodnich wzorców, choć – jak to zwykle w PRL-u bywało – z pewnym opóźnieniem i różnego rodzaju „kompromisami”. Były tam okna francuskie, luksfery, olbrzymie przeszklone hole, okna na parterze miały ramy w eleganckiej czerni, kontrastujące z bielą elewacji, co podkreślały latarnie świecące białym światłem. Bywałam w tych blokach jako dziecko, bo mieszkała tam koleżanka mamy z rodziną i pamiętam mikroskopijne, dwupokojowe mieszkanko z ciemną kuchnią z okienkiem na „salon” z „udawanym” balkonem. Ale te olbrzymie hole na parterze zawsze robiły na mnie wrażenie. W latach 90. bloki zmodernizowano, co nie zawsze wyszło im na dobre, a osiedle zagęszczono (co też mu moim zdaniem na dobre nie wyszło). Ale nadal coś w sobie ma (no i znajduje się w samym centrum Warszawy). Upodobali je sobie Wietnamczycy.



Halę Mirowską i bliźniaczą Halę Gwardii wybudowano na przełomie wieków XIX i XX i był to pierwszy kompleks hal targowych w Warszawie. Do dzisiaj pełnią tę funkcję, choć w czasie II wojny światowej zostały spalone i zburzone (a potem, rzecz jasna, odbudowane). W jednej z hal przez lata działał klub sportowy „Gwardia”, w latach 50. odbyły się tam m.in. Mistrzostwa Europy w Boksie, a w 1988… moja inicjacja artystyczna, czyli pierwsza – i od razu historyczna – wystawa sztuki, Arsenał 88, na którą wybrałam się z koleżanką z liceum, jako jedna ze 100 tys. osób, które ją w ciągu sześciu tygodni odwiedziły. Na wystawie zaprezentowano prace 389 młodych artystów, różnej jakości, ale była to ostatnia tak duża pokoleniowa prezentacja sztuki.
Z kolei pod halami działał (i działa nadal) bazar, na który chodziłam z babcią. Były to jedyne „spacery”, na jakie z nią chodziłam. Pamiętam uśmiechniętą babę sprzedającą kapustę kiszoną prosto z beczki – zawsze dawała mi jej popróbować, co uwielbiałam, bo jestem wielką miłośniczką rzeczonej.
Dzisiaj rzadko już do Hal Mirowskich zaglądam, nie bardzo mi do nich po drodze (znacznie częściej odwiedzam Halę Marymoncką, ale ta nie ma już tak bujnej historii).







To nie Napoleon, to Kościuszko, widok od strony upamiętniającej jego wycieczkę do USA. Dopiero niedawno, z „Przekrojowego” cyklu o nim, dowiedziałam się, jak ciekawy i postępowy był to człowiek.


I tylko tytułowej żelaznej bramy nigdzie tu nie ma, zaginęła w czasie II wojny światowej.
Dawno temu, kiedy Osiedle Za Żelazną Bramą było niemowlakiem mieszkałam tam przez chwilę. Zakupy w Hali Mirowskiej zawsze były atrakcją.
PolubieniePolubione przez 1 osoba