


Niebieski jak niebo (le ciel), biały jak brzoza (le bouleau), czerwony jak dereń (le cornouiller) – czyli kolory jesieni trochę mniej oczywiste (za to bardziej „francuskie”).
***
A z okazji dzisiejszego Dnia Absurdu kilka słów o książeczce Macieja Wojtyszki „Bromba i inni”, którą sobie niedawno przekąsiłam.
Świat Wojtyszki zamieszkują różne – dość dziwne – stworzenia: Pciuch, którego można zobaczyć wyłącznie jutro albo wczoraj; Fumy, których głównym zajęciem jest wypoczywanie, w związku z czym usiłują wypoczywać z całych sił i bardzo je to męczy; Gżdacz, który kiedy biega, to jest biegaczem, kiedy fruwa, to jest fruwaczem, kiedy się boi, to jest baczem (a tak w ogóle to jest Gżdaczem); refleksyjna Bromba z lekką nadwagą i etatem mierniczej; poeta Fikander, który poświęca więcej czasu na sprawy, które są mniej ważne dla innych; detektyw Kajetan Chrumps, o którym legenda głosi, że urodził się w labiryncie i wyszedł z niego natychmiast drogą dedukcji; Viceversowie Dzicy, mieszkający w lustrach i przybierający rozmaite, bardzo wyszukane kształty (w odróżnieniu od Viceversów zwykłych, których można obejrzeć w lustrze, ile razy tam się spojrzy); autotematyczne Psztymucle (rozmawiające wyłącznie o autach); Glisando mieszkający w muzyce; Gluś-Filmowiec, który do robienia filmu nie potrzebował kamery oraz najbardziej ze wszystkich niesforne Zwierzątko mojej Mamy. Ta pozornie absurdalna menażeria ma pozornie absurdalne przygody, które uświadamiają nam, że sytuacje wewnętrznie sprzeczne lub pozbawione sensu (wg definicji absurdu) często mają sens, i to zadziwiająco głęboki : ).
Pamiętam, że telewizja pokazywała kiedyś serial i film dla dzieci („Tajemnica szyfru Marabuta”), w którym występowały postacie z tej książeczki i wywarł on na mnie – jako na dziecku – ogromne wrażenie. Dlatego bardzo ucieszyłam się, gdy po latach znalazłam jej pożółkłą edycję w pracowej „biblioteczce książek na wymianę”.
–