I wtedy, 100 tysięcy lat temu, kolejna planetoida uderzyła w Ziemię, tym razem trafiając w Afrykę. Ta planetoida nazywa się Homo sapiens.
To chyba najbardziej poruszające zdanie z książki Petera Ward’a „Kres ewolucji. Dinozaury, wielkie wymierania i bioróżnorodność”. Amerykański geolog i paleontolog opisuje w niej historię wymierania gatunków, począwszy od tajemniczego, Pierwszego Epizodu sprzed 245 milionów lat, poprzez Drugi Epizod sprzed 65 milionów, zakończony równie efektownym, co tragicznym w skutkach uderzeniem przybysza z kosmosu w okolice półwyspu Jukatan, aż po Epizod Trzeci, którego aktualnie jesteśmy świadkami (oraz przyczyną). Przez ostatni miesiąc podróżowałam wraz z profesorem po całej planecie w poszukiwaniu śladów odległej i bardzo odległej przeszłości. W historii Ziemi było kilka momentów, w którym kwitnące na niej życie ulegało niemal całkowitej zagładzie, powodujących za każdym razem potężne zmiany w liczbie i różnorodności gatunków pojawiających się po katastrofie. Gdyby nie gwiezdny przybysz sprzed 65 milionów lat, prawdopodobnie nie byłoby nas dzisiaj na tym łez padole, albo bylibyśmy kimś zupełnie innym. Pojawiliśmy się jednak w takiej postaci, w jakiej się pojawiliśmy, tj. bezwłosych małp i w zatrważająco krótkim czasie opanowaliśmy planetę niczym chwasty, podporządkowując ją sobie i przekształcając pod własne potrzeby, nie zważając na to, co po drodze niszczymy. Dwa pierwsze epizody wymierania miały przyczyny całkiem naturalne, trzeci jednak jest spowodowany w ogromnej części przez nas, ludzi, i to niemal od samego początku naszego istnienia. Katastrofy nie zapoczątkowali bowiem biali kolonizatorzy, przybywający do dziewiczych krain zamieszkałych przez pierwotnych, niewinnych jak dzieci tubylców. Już wcześniej zdążyli oni wytrzebić wiele gatunków zwierząt, małych i dużych. Problem spotęgował się jednak, gdy zaczęliśmy niszczyć całe ekosystemy.
Książka Ward’a, oprócz przedstawienia w przystępny i interesujący sposób historii życia na Ziemi od pojawienia się na niej pierwszych kręgowców, przeanalizowania wszystkich teorii na temat przyczyn katastroficznych wymierań, w ostatniej części skupia się na chwili obecnej i jej podobieństwie do „chwil” tuż przed tamtymi katastrofami. Wykazują one sporo niepokojących podobieństw, a największą różnicą jest tempo zmian. Np.: Światowe ocieplenie, wywołane przez nadmiar dwutlenku węgla i siarki, najwyraźniej doprowadziło do rozpoczęcia Drugiego Epizodu. Najbardziej niepokojącym elementem tego scenariusza jest to, że obliczone objętości gazów uwalnianych przez dekański wulkanizm są dość zbliżone do ilości dwutlenków węgla i siarki emitowanych obecnie za sprawą działalności człowieka.
Książka napisana została w początkach lat 90. i oczywiście pojawił się w niej już problem globalnego ocieplenia, katastrofy klimatycznej, przeludnienia, a także przewidywania pojawienia się zjawiska tzw. ekoimigracji ludności z terenów, na których nie da się już uprawiać ziemi do miejsc, gdzie jeszcze da się jakoś żyć. Niestety, prawie wszystkie ówczesne przewidywania naukowców jak na razie się sprawdzają…
I jeszcze jedna, być może najważniejsza rzecz:
Nasz gatunek, Homo sapiens, należy do najmłodszych na Ziemi. Czy mamy prawo skazywać inne, starsze gatunki na zagładę? […] Kto zapewni, że tylko w naszym gatunku mogła pojawić się inteligencja i że proces ten nie może się powtórzyć? Kto zagwarantuje, że z jakichś niepozornych dziś gatunków nie mogą powstać w odległej przyszłości istoty przewyższające nas mądrością, wrażliwością i dokonaniami? Kto mógłby przewidzieć, że […] z drobnych, nadrzewnych istot, umykających w popłochu na widok potężnych dinozaurów przed 75 milionami lat, narodzi się w końcu człowiek? […] Ale nawet i te gatunki, które zawsze pozostaną jedynie słabymi ogniwami większych ekosystemów, mają przecież za sobą długą, złożoną historię i jakichś przodków, którzy przeżyli prawdziwe kataklizmy. Jakim prawem mamy je teraz zabijać?
Peter Ward, „Kres ewolucji. Dinozaury, wielkie wymierania i bioróżnorodność”. Prószyński i S-ka, Warszawa 1995. (Seria „Na ścieżkach nauki”).