Kolejne miejsce z mojego dzieciństwa i spacerów z dziadkiem – ulice ukryte za Nowym Światem. Mieszkając w samym centrum Warszawy dziadek umiał znaleźć w nim kawałek zieleni, żeby wnuczka mogła poprzebywać trochę na łonie natury. Wskutek czego znam dobrze wszystkie śródmiejskie parki i skwery (oraz uliczki do nich prowadzące). W grudniu zieleni jest niewiele, skupiłam się więc dzisiaj na tym, co również lubię, czyli budynkach.


Gdyby nie pandemia, pewnie wybrałabym się przy okazji spaceru tutaj do Muzeum Chopina, bo w nim jeszcze nigdy nie byłam. Ale przyjdzie mi na to poczekać.


Zazwyczaj w okolicach Uniwersytetu Muzycznego słychać kakofonię dźwięków, dobiegających zza tych murów. Ma się wrażenie, że to budynek gra. Dzisiaj było jednak zupełnie cicho. Czyżby studenci ćwiczyli w domach?

Gdzieś tu obok było kino „Skarpa” – dzisiaj wyburzone, podobnie jak słynna „Moskwa” na Mokotowie, nie pozostał po nim żaden ślad. Nawet trudno się zorientować, gdzie dokładnie stało, w jego miejscu wybudowano apartamentowiec. Żal mi tych dawnych kin, nie wszystkie były ładne, ale każde miało swój niepowtarzalny charakter, niepowtarzalną nazwę. Zastąpiły je bezpłciowe, bezimienne, nudne multipleksy w galeriach handlowych, kinowe McDonald’sy (z repertuarem też „McDonald’sowym”, czyli głównie amerykańską papką).




Ciekawe, czy siostrzyczki nadal hodują tu świnki?





I na koniec ciekawostka:

O każdej porze roku Kora występuje w innej fryzurze (teraz smoliście czarnej, choć nieco przerzedzonej).
Moje licealne rewiry. Lubię tam wracać.
PolubieniePolubienie