Spacer zainspirowany obejrzanym w czwartek filmem „Lalka” z 1968 r., z Beatą Tyszkiewicz, Mariuszem Dmochowskim i całą plejadą innych gwiazd. Postanowiłam pójść śladami Wokulskiego, czyli odwiedzić Krakowskie Przedmieście i jego wschodnie okolice – ulice schodzące ku Powiślu. W filmie Wokulski, schodząc w dół, ku Wiśle, przekraczał bramy piekieł, dzisiaj wkracza się do jednej z najbardziej pożądanych w Warszawie „miejscówek” do życia.

Lubię ten pomnik, podoba mi się, że Prus stoi sobie tak skromnie, trochę na uboczu, i przygląda się, jak zmieniają się miejsca, które opisywał. Prawie że można obok niego przystanąć i zagadać. „No i co pan o tym myśli, panie Aleksandrze?”.


Tablica upamiętnia jego wiersz „Fortepian Szopena” i umieszczona jest na Pałacu Zamoyskich, z którego okien tenże instrument został przez Rosjan wyrzucony przez okno w 1863 r.

Żaden czytnik nie zastąpi przyjemności trzymania ich w ręku.

Jako dziecko często w nim bywałam, bo był to mój kościół parafialny.





Mama opowiada, że kiedy w latach 50-tych uruchomili te schody, przejechała się nimi 40 razy. (Liczba przejazdów wzrasta wraz z wiekiem mamy, w którym opowiada tę historię :)). Ale przyznać trzeba, że w tamtych czasach dla dzieciaków takie schody to było COŚ. (Dzisiaj są trochę unowocześnione, ja pamiętam, że dawniej było tu więcej drewna).

Socrealistyczne rzeźby osiągnęły status chronionego zabytku.



Nieźle się nasapałam w trakcie tego spaceru.


Zawsze fascynowały mnie te niedostępne dla postronnych tereny klasztorne i seminaryjne na tyłach Krakowskiego Przedmieścia. Ukryty, tajemniczy ogród.







Prus pewnie byłby w szoku (pozytywnym), gdyby zobaczył Krakowskie Przedmieście, a zwłaszcza Powiśle, dzisiaj. Może i ludzkość zmierza ku samozagładzie, ale przyznać trzeba, że na drodze do niej mieliśmy dobre intencje i jednak się trochę staraliśmy… : ) Pamiętać jednak trzeba także, że jeszcze kilkadziesią lat temu było tu morze ruin.