Czyli po mojemu „zwałka”. Miejsce, w które po wojnie wywożono warszawskie gruzy z czasem zarosło i stało się najlepszym miejscem zabaw osiedlowych dzieciaków. Do zakazanej dziczy można się było dostać m.in. bezpośrednio ze szkolnego boiska, przez dziurę w siatce. Czego się tam nie wyprawiało – jeździło się na sankach (jeden chłopak się niestety zabił, bo zjeżdżało się prosto na mur garaży), przesiadywało w krzaczorach (o ile nie były zajęte przez pijaczków), chodziło z psem, robiło „sekrety”, wypalało trawy… Raz przy tej okazji moja przyjaciółka spaliła sobie zimowe sztuczne futerko (bardzo ładne, niebieskie) – wróciła do domu z wielką czarną dziurą na plecach. Inna moja koleżanka utknęła w grząskim błocie, i to tak skutecznie, że musiałam wołać na pomoc spacerującego nieopodal (na szczęście, bo już się robiło ciemno) pana z psem, który zdołał ją jakoś wyciągnąć. Można tam było spotkać bażanta, a wydaje mi się, że widziałam także zająca. Natomiast na pewno nie wydaje mi się, że widziałam tam ekshibicjonistę, i to niejeden raz. Miałyśmy z nim (z nimi?) kilka razy z kumpelą bliskie spotkanie trzeciego stopnia, raz nawet złapał mnie za nogę i próbował ściągnąć rajstopy. Wyrwałam się i zwiałyśmy, z wypiekami na twarzach opowiadając potem koleżankom naszą przygodę. (Rodzicom oczywiście nic nie powiedziałyśmy). „Zboczeńcy” (bo tak się ich wtedy nazywało) grasowali zresztą nie tylko na zwałce, ale i na klatkach schodowych na osiedlu. Najsłynniejszy miał nawet swoją ksywkę – „Ptyś”. Na marginesie – gołego faceta biegającego po parku spotkaliśmy też na szkolnej wycieczce do Łazienek (i była to najbardziej ekscytująca część tej wycieczki).
To tyle wspomnień. Dzisiaj „zwałka” jest już bardziej ucywilizowana, nosi szacowne miano Kopca Powstania Warszawskiego, na którym można spotkać Prezydenta Warszawy składającego wieńce pod pomnikiem, mieści się na niej park oraz Aleja Godziny „W”. Dużą część terenu zabudowano. Ale staruszka nie straciła całkowicie swojego dzikiego charakteru, co stwierdziłam, odwiedzając ją tydzień temu, 24 października.

Kiedyś nie było tu schodów ani latarni, był za to świetny tor saneczkowy (dziki oczywiście).


Za pomnikiem mieści się palenisko, na którym 1 sierpnia rozpalany jest przez harcerzy ogień.

Widok ze szczytu jest rozległy, ale niezbyt ciekawy. Jeszcze niedawno można było z niego podziwiać panoramę centrum z wieżowcami, ale dzisiaj zasłaniają ją drzewa.
Dużo ciekawiej jest na bocznym zejściu ze szczytu.









U podnóża Kopca stoi zapomniany kamień z pierwotnie nadaną oficjalną nazwą tego miejsca. Konstytucja jednak przegrała z Powstaniem.

Siekierki przez długi czas były właściwie wsią, jeszcze za moich czasów gdakały tu kury, piały koguty. Dzisiaj rosną nowoczesne osiedla.
***
Piszę ten wspis spoglądając w telewizor na gigantyczną demonstrację w centrum Warszawy. Właśnie ruszyli na północ. Czyżby wybierali się tu, na Żoliborz?
