Spacer zainspirowany moją ostatnią lekturą, czyli „Atlasem najdziwniejszych stworzeń” kupionym w kiosku : ). Jak na wydawnictwo „Faktu” bardzo fajne opracowanie. Ponad setka „smoków”, „chochlików”, „bazyliszków”, „aniołów”, „diabłów”, „molochów”, „wampirów”, „amazonek”, „szkaradnic”, „potwor”, „żarłaczy”, „połykaczy” i innych dziwolągów, małych i dużych. Obok podstawowych informacji o wyglądzie, środowisku, fizjologii i zachowaniu tych zwierząt w książeczce zamieszczono też mnóstwo ciekawostek, bowiem każde z nich wyróżnia się czymś niezwykłym. Do tego wszystko całkiem zgrabnie napisane i zilustrowane ponad pięciuset zdjęciami, niestety bardzo małymi, bo format atlasu jest mocno kieszonkowy. Idealne czytadło do czekania na tramwaj.
Mamy więc tu niesporczaki, mogące przetrwać w kosmicznej próżni, osy morskie, zawierające truciznę wystarczającą do uśmiercenia 60 dorosłych osób, rawki błazny rozróżniające od 12 do 16 podstawowych kolorów (człowiek widzi trzy) i mające uderzenie tak silne i szybkie, że rozbiją każde akwarium, samice skorpionów z rodzaju Tityus nie potrzebujące samców do rozrodu, zaleszczotki biegające równie sprawnie do przodu, do tyłu i na boki, strętwy rażące prądem o napięciu 600 V, połykacze mogące połknąć ofiary większe od siebie, samce głębinowych żabnicokształtnych kilkunastokrotnie mniejsze od samic i wgryzające się w ich ciała, by na nich pasożytować do końca życia, mózgi dwutonowych samogłowów ważące 4 g, żaby szklane z przezroczystą spodnią częścią ciała, golce piaskowe nie odczuwające bólu przez skórę itd., itp.
Postanowiłam sprawdzić, czy któreś z tych dziwadeł mogłabym zobaczyć na żywo. Jak się okazało, w warszawskim ZOO znajduje się ok. 10 % z nich. Dobre i to. Niestety nie wszystkie udało mi się znaleźć lub wypatrzeć, niektóre zaś nie chciały współpracować przy zdjęciach… Na szczęście nie brakowało innych zwierząt, chociaż najliczniejszym gatunkiem był niestety homo sapiens. Obserwacje zachowań tych człowiekowatych były również bardzo interesujące, ale nie o nich jest dzisiejszy wpis, więc je pominę.
Najpierw znalezieni bohaterowie książeczki.

Ptaszniki są dość długowieczne, jak na pajęczaki – mogą dożyć 20 lat, do tego potrafią obejść się bez jedzenia przez kilka miesięcy. Największy, ptasznik gigant, osiąga wraz z odnóżami do 30 cm długości i może ważyć ćwierć kilograma.

Można nie jeść, ale pić trzeba…

Lepszego zdjęcia nie dało się zrobić przez zamgloną szybkę. Samica osiąga do 16 cm, co jak na owada jest niezłym wynikiem. Krewniakami straszyków są patyczaki.


Tę pasożytniczą osę znalazłam nie w zoo, ale w swoich zdjęciach z lipca. Okazuje się, że ogródek przyjaciela odwiedza potwór karmiący swoje larwy sparaliżowanymi (ale wciąż żywymi) ofiarami, które te sobie „podjadają”.

Pławikoniki, czyli „samce w ciąży”.

Następny „gender” – zmienia płeć zależnie od potrzeb i okoliczności – wszystko „zgodnie z naturą”. (Nie było o tym ani słowa w filmie… : )).

Niejadek – w naturze je tylko 5-10 razy do roku. Za to porządnie. Jedyna – obok warana z Komodo – jadowita jaszczurka. Ślina tych gadów jest intensywnie badana pod kątem przydatności w leczeniu schizofrenii, ADHD i choroby Alzheimera. Substancje chemiczne w niej zawarte mogą oddziaływać na ośrodki nerwowe odpowiedzialne za pamięć.
A teraz pozostałe zwierzaki.



Może trochę ciepłokrwistych…


Wydaje niesamowite, buczące, niskie dźwięki (chyba odstraszające…). Na wszelki wypadek zeszłam mu z drogi.

Zidentyfikowanie wszystkich ptaków latających po ptaszarni zajęłoby mi mnóstwo czasu – może kiedyś, w jakiś zimowy wieczór przysiądę…







Było dość gorąco, większość zwierząt pochowała się w cieniu. Mnie też zrobiło się w końcu zbyt ciepło, więc wróciłam do domu.