



Zimowy kryzys spacerowy.




Zimowy kryzys spacerowy.
Byłam w tej okolicy rok temu, na Dzień Śniegu, ale wtedy skupiłam się na leżącej na skarpie dawnej wsi. Na górze jest znacznie mniej ciekawie, dużo się tu buduje, znikają ostatnie ostańce.

Napis „Bailout folks!” można przetłumaczyć jako „Dofinansowania, ludziska!”, ale nie wygląda, żeby ten apel został wysłuchany. Wręcz przeciwnie – po drugiej stronie budynku był mural poświęcony Stanisławowi Grzesiukowi, ale go zamalowano. Zresztą i tak nie byłby zbyt widoczny, bo postawiono przed nim biurowiec.
Kiedy mieszkałam na sąsiednim Wierzbnie, przyjeżdżałam tu często, bo mieściła się tu filia Supersamu, fajny bazarek, a z pętli autobusowej można było pojechać do Piaseczna i okolic, w których wówczas bywałam służbowo. Było tu bardziej pusto, ale jakoś tak bardziej swojsko, ale to pewnie tylko moje sentymenty.


Zaprojektowana w połowie XIX w. przez Franciszka Marię Lanciego. Była tu oberża na trakcie z Wilanowa do Traktu Piaseczyńskiego, hodowla psów myśliwskich, punkt obserwacyjny powstańców warszawskich, a teraz jest Muzeum Historii Ruchu Ludowego.
Z Praską Ferajną znowu. Dzisiaj wycieczka bardziej do posłuchania, niż zdjęć robienia, ale trochę fotek się uzbierało.




Nie chce się wierzyć, ale do niedawna był zamieszkały.
Jeśli chodzi o mieszkańców, to mieszkali tutaj także Andrzej Stasiuk, Edward Stachura i Muniek Staszczyk („a Grochów się budzi z przepicia”).
Picie odbywało się m.in. w mieszczących się tutaj słynnych akademikach UW na Kickiego.



Prawdopodobnie pierwszy warszawski budynek w tym stylu.



Można sobie z nią zrobić selfie, ale tylko jeśli się jest odpowiedniego wzrostu :-).


I na koniec powrót na rondo Wiatraczna. Uciekł mi autobus, ale nie zmartwiłam się tym, tylko poszłam na…


Pani, która tutaj obsługuje, nabija kultowe rurki kultową starą maszyną do nabijania rurek kremem (niedawno było o niej głośno, bo ją skradziono, ale szybko odzyskano) powoli i z namaszczeniem, a ludziska kupują po 10 sztuk, więc czeka się długo, ale nikt nie narzeka. Ja też nie, chociaż na swoją jedną rurkę czekałam chyba z 15 minut. Płatność oczywiście tylko gotówką (5 zł). Czyli wszystko jak należy.
Zboczyłam ostatnio trochę na Pragę, ale jeszcze przecież całego Mokotowa nie obeszłam. Ostatnio był Mordor, dzisiaj jego bezpośrednie sąsiedztwo, znaczone tolkienowskimi ulicami.

Nazwy ładne, ale mieszkać na ul. Gandalfa to ja bym jednak nie chciała:

W ogóle najfajniejsze to tutaj są nazwy – rondo Stanisława Lema, rondo liczby Π, rondo „Miś”… A po przemyśle zostały tylko nazwy przemysłowe – Konstruktorska, Racjonalizacji. Oraz kilka dosłownie pofabrycznych budynków. Kiedyś w kilkudziesięciu tutejszych zakładach przemysłowych pracowało ok. 20 tys. osób i z czasów, gdy mieszkałam na sąsiednim Wierzbnie pamiętam, że tych upadłych już zakładów i instytutów było tutaj sporo.


Przedstawia budowniczego Przemysłowego Służewca (a przynajmniej tak go nazwano).

Jedyne działające tutaj nadal zakłady „przemysłowe” to zajezdnie – tramwajowa i autobusowa z lat 50. Na płocie mural warszawski – można rozpoznać Pałac Kultury, rotundę, dworzec centralny i bloki Osiedla Za Żelazną Bramą. Oprócz tego dużo pustych ulic i – co trochę dziwne – tylko jeden autobus.
Poza tym są tu tylko nowe osiedla mieszkaniowe – tutaj lofty:



Jedyny teren zielony tutaj to tzw. park „linearny” Suwak przy ulicy o tej samej nazwie – wąski skrawek zieleni między biurowcami a torami kolejowymi.
W Nowy Rok trochę doła załapałam, ale dzisiaj mogę powiedzieć, że…

Czyli Szmulki proszę państwa, moje rodzinne strony dzisiaj zwiedziłam, z Praską Ferajną znowu, całkiem sporo osób przyszło i spacerowało razem z nami, mimo mrozu i wiatru. Powinnam się cieplej ubrać, ale dotrwałam do końca w cienkim płaszczyku i jesiennych butach, bo w końcu miejsce dla mnie nie-zwyczajne, a nieprędko może nadarzyć się kolejna okazja.
Nazwa Szmulki („Szmulowizna” się u nas w rodzinie nigdy nie mówiło) pochodzi od imienia Żyda, Szmula Zbytkowera, bankiera i kupca, protegowanego króla Stanisława Augusta Poniatowskiego, protoplasty rodu Bergsonów (w tym filozofa Henryka Bergsona). Nazwa Michałów pochodzi od księcia Michała Radziwiłła, który wykupił wschodnią część Szmulek w 1902 r.



Budynek Domu Pomocy Społecznej im. Brata Alberta był nominowany w I edycji konkursu Życie w Architekturze – Najlepszy Budynek Warszawy 1989-1995.



Czapeczki na słupkach to inicjatywa pochodząca z Poznania.


Niezamieszkały, ale dobrze zabezpieczony przed pożarem.

Czyli podwórko z ciekawą „wkładką”, na które sama na pewno bym nie dotarła (trzeba było podzwonić po lokatorach z prośbą, by nas kto wpuścił). Niesamowite miejsce.


Fabryk na Szmulkach było więcej, w czasie wojny pod jedną z nich Niemcy zgarnęli mojego dziadka i już nie wrócił.



Bazylikę Najświętszego Serca Jezusowego wybudowano w latach 1907-1923. Wzorowana miała być na rzymskiej bazylice św. Pawła za Murami, ale ostatecznie podobieństw nie ma zbyt wiele.


Ja mieszkałam po lewej. Na szczęście tego nie pamiętam.

Raczej miejsce eventowe, niż teatr.


Mama miała ochotę pójść, ale byłby to dla niej zbyt duży wysiłek, kazała porobić zdjęcia.




A i jeszcze grudzień…












Zamieć – zachód słońca – Lisboa – dwie godziny – żyjątka – ścieżka – mazowieckie piachy – Utrata – skarb – Morysin – kebab – szopa. Czyli wspomnienie roku, czyli rok wspomnień. Wypadałoby też coś napisać w tak znaczącym dniu, ale nie jestem w stanie, i to nie z powodu spożytych procentów, bo lizbońskie i zielonogórskie wino stoi nienaruszone w barku.
Wszystkiego najlepszego w nowym roku wszystkim!
Urodziłam się na Pradze, na Szmulkach, ale nie pamiętam okolicy, w której mieszkaliśmy, bo byłam za mała, żeby coś swym rozumem zarejestrować. To znaczy mam jakieś wspomnienia, jakieś pierwsze niemowlęce, wózkowe przebłyski, ale są to dosłownie jakieś migawki, nie jestem nawet pewna, czy prawdziwe, czy wymyślone. Natomiast okolice, które dzisiaj obeszłam – znowu z Praską Ferajną – są mi już nieco bardziej znajome, bo w okolicach ul. Stalowej mieszkał mój wujek i w dzieciństwie czasem go z mamą odwiedzałam w jego starej praskiej kamienicy.
Postanowiłam zmienić nieco moje zwyczaje i pozwiedzać Pragę z grupą zorganizowaną, bo są miejsca, w które trochę obawiam się chodzić sama i są też miejsca, w które chętnie bym się zapuściła, ale nie mam odwagi (i możliwości) tego zrobić, na przykład praskie podwórka i klatki schodowe. Dzisiaj przeszłam się ul. Stalową z jej mieszkańcem, który na Nowej Pradze się wychował. Mieszkaniec co prawda był sporo ode mnie młodszy i to, co dla niego było zamierzchłą przeszłością, dla mnie było nie tak całkiem dawno :-). Spacer był anonsowany jako „subiektywny”, i moja relacja też taka będzie (jak zazwyczaj zresztą).
Ul. Stalowa jest na Nowej Pradze, ale ta jest nie bardziej nowa, niż Stara. Od czasów, gdy tu ostatnio byłam, sporo się pozmieniało, ale sporo też pozostało bez zmian. Jest to do dzisiaj jedna z najlepiej zachowanych przedwojennych praskich ulic, często występuje w filmach, kręcono tu np. „Pianistę” (udawała getto).

W tle stara fabryka, w której niebawem będzie nowa Elektrownia Powiśle lub Fabryka Norblina, czyli dużo drogich knajp i sklepów.


Okolica stała się łupem czyścicieli kamienic, sporo mieszkańców zostało zmuszonych do opuszczenia swoich mieszkań na rzecz dawnych „właścicieli”. Zrujnowane domy sąsiadują z domami odrestaurowanymi, dawni mieszkańcy mieszają się z nowymi. Dawne sklepiki, jadłodajnie i zakłady usługowe ustąpiły miejsca nowym sklepikom, knajpom i zakładom usługowym, ale z już zupełnie innej półki cenowej. Miejscowi zakupy robią w pobliskim Kauflandzie. Gentryfikacja postępuje.








































W sumie wygląda nie gorzej niż 30-letnia winda w bloku mojej mamy.

Pan przewodnik zapewniał, że winda jest przedwojenna, ale przysięgam, że bardzo podobne tabliczki i guziczki były w blokach na moim osiedlu z lat 70.



Spacer tym razem nie samotny, ale z Praską Ferajną.

W neorenesansowym budynku z 1914 r. mieścił się dawniej urząd gminy Bródno i sąd grodzki (obecnie jest tam przychodnia).

Dom Rodziny Addamsów ukryty między blokami (takie nazwisko figurowało swego czasu na domofonie, gdy budynek popadł w ruinę).

Trochę modernistyczny, trochę neoromański (budowę rozpoczęto przed wojną, zakończono w latach 50. według zmienionego projektu). Ufundowano go jako wotum dziękczynne za wygraną bitwę warszawską 1920 r.

Taką samą Syrenkę spotkałam kiedyś na szkole na Starych Bielanach.


Zasłynął z pierwszego polskiego musicalu – „Złe zachowanie” (premiera 1988 r., scenariusz i reżyseria Andrzej Strzelecki, choreografia Janusz Józefowicz).

Po bródnowskich hodowcach gołębi został już tylko mural na jednym z nowych bloków.

Może nie najpiękniejsze, ale budowane tak, żeby mieszkańcy jak najmniej zaglądali sobie w okna (o czym lokatorzy dzisiejszych osiedli mogą często tylko pomarzyć). Kolorowe pasy u szczytów (na każdym z budynków innego koloru) miały na celu ułatwienie zlokalizowania swojego „gniazdka” w plątaninie innych, identycznych bloków.

Niedostępny dla zwykłych przechodniów, a tylko dla wtajemniczonych, czyli na przykład spacerowiczów tzw. zorganizowanych.



Zamiast ogrodowych krasnali – stare maszyny rolnicze. Nazw i przeznaczenia niestety nie pomnę (coś do wykopywania ziemniaków zdaje się :)). Funkcjonują dzisiaj jako plac zabaw dla kotów gospodarza.


W zakładzie drzewnym z przełomu XIX i XX w. produkowano szpule do nici.






