Pole Mokotowskie

Kiedyś był tu poligon, tor wyścigów konnych, a nawet lotnisko, dzisiaj jest park. Wbrew nazwie raczej ochocki i śródmiejski, niż mokotowski. Dla mnie był to kiedyś park „przechodni”, bo przechodziłam nim w drodze z pracy z Ochoty do Śródmieścia. A gdy mieszkałam na Mokotowie, przychodziłam się tu opalać. Dzisiaj rzadko tu zaglądam, choć pracuję jeszcze bliżej niż kiedyś. Ale dzisiaj zajrzałam. Pozmieniało się i nadal się zmienia, duża część parku jest w przebudowie, więc zapewne zajrzę jeszcze raz, gdy już wreszcie prace się skończą.

Park składa się z dwóch części, położonych po obu stronach al. Niepodległości, pierwszą obeszłam jakiś czas temu przy okazji wpisu „statystycznego”. Druga część składa się z kolei z części starszej i nowszej. Dzisiaj tylko starsza, bo park jest dość ciężko obejść, jest duży i długi.

Pole.

Duża część parku to rzeczywiście „pola”, na których mógłby pewnie i dziś wylądować jakiś mały samolocik.

Ale nie wszędzie.

Jak poszukać, to znajdzie się i zakamarki.

Wspinam się na górkę, żeby podejrzeć, co się dzieje za płotem ogradzającym plac budowy nad parkowym stawem.

Po drodze mijam rzeźbę pod tytułem „Etiuda”.

Wspinałam się niepotrzebnie, bo staw lepiej widać przez dziurę w płocie. Co bardziej zniecierpliwieni przedłużającą się przebudową spacerowicze nawet przez nią przechodzą. Wygląda to dobrze, na pewno lepiej niż dawny zapyziały i nudny staw – tylko dlaczego tak długo to trwa i dlaczego nie można już tam (oficjalnie i legalnie) wejść?

Parkowych rzeźb jest więcej – tu na zdjęciu „Pani S.” Dariusza Kowalskiego, czyli kolejna odsłona warszawskiej Syrenki.

Jednak najpopularniejszy jest on – „Szczęśliwy pies”. Pod pomnikiem zamiast kwiatów – patyk :-).

Sporo ich leży w parku – to też chyba ukłon w stronę psów…

Przez park biegnie też 14-przystankowa ścieżka Ryszarda Kapuścińskiego, związanego z tą okolicą.

Kultowy niemalże pub „Lolek” (oblewałam tu dostanie się na studia). Jest też oczywiście „Bolek” i „Tola”, ale ten – z powyższych względów – jest mi najbliższy sercu. Klientela głównie studencka, ale – jak widać – nie tylko.

A propo oblewania, to w niedzielę oblewaliśmy imieniny Big Brotherowej i (mocno spóźnione) moje. Sushi-ło mnie cały poniedziałek. I chyba nigdy nie nauczę się jeść pałeczkami.

Pogoda letnia – 26 stopni, ale za parę dni już jesień.

Opublikowane przez typikalme

Z urodzenia warszawianka. Lubię szwendać się po mieście, pieszo i zbiorkomem. Lubię też chaszcze i chwasty. "Typical me" pochodzi z piosenki The Smiths "I Started Something I Couldn't Finish".

Dodaj komentarz