I to już koniec

Zza płachty namiotu dobiegały łomot i szczęk żelaza, chrapanie koni i dzikie wrzaski. Ranni w lazarecie wyli na różne głosy.

– Proszę spojrzeć – Rusty uniósł kleszcze, zademonstrował wyciągnięty wreszcie zadziorzasty grot. – Wyprodukował to cacko rzemieślnik, dzięki tej produkcji utrzymując liczną rodzinę, nadto przyczyniając się do rozwoju drobnej wytwórczości, a więc i ogólnego dobrobytu i powszechnego szczęścia. A sposób, w jaki to cudeńko trzyma się ludzkich trzewi, niechybnie chroniony jest patentem. Niech nam żyje postęp.

***

Uderzyli. Uderzyli samobójczo, strasznie. Ale skutecznie. Nilfgaardczycy z dywizji „Venendal” zmieszali szyki i wtedy wpadły na nich z impetem chorągwie redańskie. W niebo uderzył wielki wrzask.

Kobus de Ruyter nie widział już tego i nie słyszał. Zabłąkany bełt z kuszy trafił go prosto w skroń. Graf obwisł z kulbaki, chorągiew okryła go jak całun.

Osiem pokoleń poległych w bojach de Ruyterów, śledzących bitwę z zaświatów, z uznaniem kiwało głowami.

***

– Ani pokój cintryjski – powiedział elf – ani tym bardziej pompatyczna novigradzka defilada nie mogą być uważane za cezury i kamienie milowe. Cóż to bowiem są za pojęcia? Władza polityczna nie może tworzyć historii za pomocą aktów czy dekretów. Władza polityczna nie może również historii oceniać, wystawiać not ani szufladkować, chociaż w swej pysze żadna władza tej prawdy nie uzna. Jednym z najjaskrawszych przejawów waszej ludzkiej arogancji jest tak zwana historiografia, próby wydawania opinii i ferowania wyroków o, jak wy to mówicie: „dziejach minionych”. Jest to dla was, ludzi, typowe i wynika z faktu, że natura obdarzyła was efemerycznym, owadzim, mrówczym życiem, śmieszną średnią wieku poniżej setki. Wy zaś do swej owadziej egzystencji usiłujecie dopasowywać świat. A tymczasem historia jest procesem, który zachodzi nieprzerwanie i nigdy się nie kończy. Nie da się podzielić historii na odcinki, stąd dotąd, stąd dotąd, od daty do daty. Nie da się historii określić ani tym bardziej zmienić królewskim orędziem. Nawet jeśli wygrało się wojnę.

Andrzej Sapkowski, „Pani Jeziora”, Supernowa, Warszawa 2004

I to już jest koniec. Nie, nie koniec bloga. Jeszcze mi się nie znudził, po prostu chwilowo mało mam czasu i okazji do spacerów. W dodatku jest zima.

Dotarłam do końca wędrówki z Wiedźminem i jego kompanią. Podobała mi się ta półroczna podróż, choć nadal uważam, że Tolkien lepszy. Jednak w obu przypadkach po przeczytaniu ostatnich słów książki było mi smutno, że to już koniec. Trochę za dużo u Sapkowskiego tej publicystyki, za bardzo to współczesne jak na mój gust, jeśli chodzi o literaturę fantasy, ale na plus trzeba mu przypisać, że absolutnie wszyscy bohaterowie to postacie z krwi i kości. A na bardzo duży plus – że w wiedźminowskim świecie panuje całkowite równouprawnienie. Kobiety są tu tak samo ważne, jak mężczyźni – kochają, walczą, przyjaźnią się, spiskują i knują, nie przestając być przy tym wszystkim kobietami. Sapkowski je rozumie, a to rzadkość u mężczyzn (i vice versa zresztą, kobiety-pisarki też rzadko potrafią dobrze wejść w męską skórę). Tak że – brawa dla tego pana. No i ten humor, te dialogi! :)))

– Mistrzu małodobry – rzekł ze sztuczną emfazą żałobny. – Czyń twą powinność!

Kat zbliżył się, zgodnie ze starodawnym obyczajem przyklęknął przed skazańcem, schylił zakapturzoną głowę.

– Odpuść mi, dobry człowieku – poprosił grobowo.

– Ja? – zdziwił się Jaskier. – Tobie?

– Ehe.

– W życiu.

– Eee?

– W życiu nie odpuszczę. Niby z jakiej racji? Widzieliście go, figlarza! Za chwilę głowę mi utnie, a ja mam mu to wybaczyć? Kpicie sobie ze mnie czy co? W takiej chwili?

– Jakże to tak, panie?  – zafrasował się małodobry. – Przecie takie prawo… I zwyczaj taki… Skazaniec winien najsamprzód wybaczyć katu. Dobry panie! Odpuść winę, wybacz grzech…

– Nie.

– Nie?

– Nie!

– Nie będę go tracił – oświadczył ponuro kat, wstając z klęczek.  – Niech odpuści, taki syn, inaczej nie będzie z tego nic.

– Panie wicehrabia – żałobny urzędnik ujął Jaskra za łokieć. – Nie utrudniajcie. Ludzie się zebrali, czekają… Odpuśćcie mu, przecie grzecznie prosi…

Opublikowane przez typikalme

Z wykształcenia administratywista i edytor. Z zawodu urzędnik. Z urodzenia (dość już dawnego) warszawianka. Mieszkam (aktualnie) na Żoliborzu. Wychowałam się na Czerniakowie i w Śródmieściu na Ścianie Wschodniej, urodziłam się na Szmulkach, a do liceum chodziłam w Wilanowie. Lubię szwendać się po mieście, pieszo i zbiorkomem. Z aparatem (w telefonie) w pogotowiu. Serce mam po lewej stronie. Namiętnie czytam „Przekrój”. "Typical me" pochodzi z piosenki The Smiths "I Started Something I Couldn't Finish".

One thought on “I to już koniec

  1. Cóż, Tolkien ma u mnie pozycję niezachwianą. Istnieje jakaś sprawiedliwość i równowaga w jego magicznym świecie. To prawdziwe fantasy. A Sapkowski – super język i dialogi, zgadzam się, ale jest zbyt realny i niepokojący. Nie zawsze mogę go czytać. Dobrych lektur Ci życzę Wilganna

    Polubione przez 1 osoba

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

%d blogerów lubi to: