
„Zwolnij!” – powiedział ślimak i dzisiaj go posłuchałam – zamiast ganiać po mieście lub po mieszkaniu w przedświątecznej gorączce, poszłam na długi, zimowy spacer. Po ostatnich ciężkich tygodniach bardzo mi był potrzebny. Nie był wesoły, bo święta szykują się smutne w tym roku, ale biała, mroźna, skrzypiąca cisza trochę mnie uspokoiła. Co tam choinki, co tam prezenty – ważne, żeby wszystko dobrze się skończyło i żeby następne święta spędzić znowu w pełnym składzie.
Dzisiaj więc ostatni fragment soleckiego Parku Rydza-Śmigłego, ten najbliżej Wisły.

Modernistyczny pawilon z lat 70., z mozaikami Kazimierza Gąsiorowskiego, o którego dalsze istnienie stoczony został parę lat temu bój z deweloperem. Budynek należał kiedyś do KC PZPR, potem – gdy jego spadkobierca, SLD, sprzedał go prywatnej spółce, miano go rozebrać. Ostatecznie udało się go uratować, wpisując do rejestru zabytków; niestety obecnie niszczeje i prezentuje się nie najlepiej. „Syreni Śpiew” to nazwa klubu, który był jego ostatnim gospodarzem.







Jak byłam mała, zbierałam kwiatki (najczęściej po prostu białą koniczynę) i kładłam je do wielkiej łapy sapera rozbrajającego minę.






– W maju.
