Czyli powrót na Bemowo po kilkutygodniowej przerwie spacerowej, spowodowanej po części niesprzyjającą pogodą (deszcze niespokojne rozpoczynające się akurat wtedy, gdy kończyłam robotę), po części wiosennym zasuwem w nowej pracy. Jak miałam czas, to padało, a jak nie padało, to miałam zasuw. Zasuw intensywny, bo chciałam się wykazać, ale dużo mniej stresujący, niż w pracy starej, bo tutaj wszystko zależało wyłącznie ode mnie. Odpadały nerwy z użeraniem się z niesolidnymi, wiecznie „niewyrabiającymi się” współpracownikami. Poza tym jeszcze tylko parę dni i będzie względny spokój do października.
Wracając do spaceru. Odwiedziłam dzisiaj kolejny akademicki kampus. Na Bemowie jest to olbrzymi kompleks Wojskowej Akademii Technicznej, utworzonej w latach 50-tych, niestety o urodzie raczej… militarnej. Króluje wojskowy dryl i prostota. Tu i ówdzie maszerują dziarskim krokiem chłopaki w mundurach (zdecydowanie nie mój typ).


Gdy chłopaki zgłodnieją, mogą się pożywić w uroczej restauracyjce…


Przy wojskowych ogródkach działkowych wreszcie można trochę rozluźnić poślady.

