Look back on your year and recognise how far you have come.
Rok się jeszcze nie skończył, ale podsumowanie mojej terapii od Natury mogę zrobić. Przypomnę, zaczęło się od artykułu w moim ukochanym „Przekroju” z zeszłej zimy, z którego dowiedziałam się, że szkoccy lekarze zupełnie oficjalnie przepisują swoim pacjentom tęże (Naturę) na receptę. Odnalazłam stronę z kalendarzem z „receptami” na każdy miesiąc i próbowałam przez cały rok te recepty realizować. Utrudnieniem był fakt, że kalendarz dotyczył Szetlandów, ale okazało się, że Warszawa i Mazowsze aż tak bardzo się od tego szkockiego archipelagu nie różnią. Wszystkich recept nie udało się zrealizować, z różnych względów – obiektywnych (look out for humpback whales on their autumn migrations…) lub subiektywnych, ale to nic, nawet lepiej, bo mogę „kurować się” dalej, a te recepty nie mają terminu ważności.
A co się udało?
- przyjrzałam się porostowi

- odwiedziłam kilka „brochów”, czyli twierdz



- policzyłam ptaki w moim „ogrodzie” (i zrobiłam dla nich wanienkę)






- narysowałam przebiśnieg

- podążyłam śladem strumieni (podziemnych)


- poszukałam śladów pozostawionych przez zwierzęta

- zaczęłam zdobywać warszawskie „szczyty”

- posadziłam cebulki

- zainspirowałam się poematem szetlandzkiej poetki i poszukałam pierwiosnków

- pobawiłam się jak ośmiolatka

- poszłam nad staw pooglądać kaczki

- dotknęłam rzeki (w zastępstwie morza)

- pomacałam pąk na drzewie

- posadziłam kwitnące roślinki

- poszukałam ptaków wodnych – nie brodzących wprawdzie, ale nurkujących

- pospacerowałam brzegiem rzeki

- znalazłam purpurową skalnicę

- przyjrzałam się chmurom

- ukryłam twarz w trawie

- znalazłam miejsce, w którym mogłam przez chwilę „po prostu być”

- zrobiłam mapę dźwięków

- poszukałam skarbu

- zajrzałam pod kamień

- poszukałam bestii w nieskoszonym trawniku

- odwiedziłam miejsce, w którym jeszcze nigdy nie byłam

- spróbowałam szczawiku

- posłuchałam ptaków

- posłuchałam ulubionych dźwięków w naturze

- poczułam wiatr we włosach

- odwiedziłam nadwiślańskie „rockpool”

- popodglądałam zapylacze przy pracy

- pobiegałam za trzmielem

- złapałam ćmę i rozpoznałam ją

- odwiedziłam GeoPark

- upichciłam „tatties”

- wrzuciłam zmartwienie do rzeki

- znalazłam zwitek brzozowej kory

- policzyłam łabędzie

- odwiedziłam warszawskie „drzewo z historią”

- …i posadziłam drzewo – zdjęcia nie mam, ale „posadzony” przeze mnie kawałek lasu można zobaczyć tutaj (lokalizacja nr 36), bo niedawno dostałam maila z informacją o tym od fundacji „Las Na Zawsze” (może w przyszłym roku pojadę je odwiedzić).
Myślę, że zaszłam dosyć daleko.
Wspaniała robota! Tak trzymaj – każdego roku. Mam to sprawdzone, chociaż nie według wspominanych przez ciebie recept, ale działałam zadziwiająco podobnie. Serdeczności.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Bobry robią robotę👍
PolubieniePolubione przez 1 osoba