Sceptycznie podchodzę do tego typu przedsięwzięć, uważam, że obrazy wielkich artystów bronią się same, niepotrzebne im technologiczne fajerwerki, ale muszę przyznać, że akurat obrazy Klimta przedstawione w tej formie robią wrażenie. Poza tym, mieszka się w wielkim mieście, to trza korzystać. No i bardzo lubię Klimta. Wystawa odnosiła sukcesy w wielu europejskich i światowych stolicach, a teraz przywędrowała pod naszą strzechę, konkretnie na warszawski Kamionek, do Soho Art Center.





Obrazy wiszące w pierwszej części wystawy to oczywiście tylko kopie, a największą atrakcją i tak jest ta hala:

Są obrazy, muzyka jest, a i dowiedzieć się można sporo (no, chyba że czytało się album o Klimcie i książkę „Złota dama”). Ale nie powiem, podobało mi się, zwłaszcza gdy zwolnił się fotel-worek i mogłam zanurzyć się w klimtowski świat z pozycji półleżącej.









Można jeszcze nałożyć sobie na głowę specjalne okulary 3D i „wejść” do kilku klimtowskich obrazów, ale szczerze – bez rewelacji.