Osiedle

Okazuje się, że stopa ludzka to skomplikowane inżynieryjne urządzenie i niewiele trzeba, by człowiek dostrzegł to, czego na co dzień nie dostrzega, czyli przywilej poruszania się wte i wewte ruchem kroczącym – bez bólu. Ortopeda przepisał wkładki i rehabilitację. Jeśli chcę dalej uprawiać moje hobby, muszę też zaopatrzyć się w porządniejsze buty. Po włożeniu wkładek na razie nie boli, ale za to obtarłam sobie piętę, bo znalazła się w innym miejscu, niż zazwyczaj :-/. No cóż, zaczynam się sypać, na pocieszenie mam fakt, że nie jestem jedyna – sypią się też inni, młodsi (i szczuplejsi) ode mnie. I mój przypadek nie jest wcale najgorszy.

Jako że dzisiaj zapowiedziano temperaturę w cieniu 35 stopni, na drugi (i ostatni) w tym miesiącu spacer wybrałam się rano i w najbliższą okolicę, czyli – po osiedlu :-).

Jest to stare, peerelowskie osiedle, których jestem fanką. Nie tak ładne, jak to, na którym mieszkałam na Żoliborzu, no ale to były Sady Żoliborskie, crème de la crème peerelowskich osiedli. Ale i tu, jak się dobrze rozejrzeć, są fajne miejsca.

Najfajniejsza jest oczywiście Ona, czyli ścieżka za szkołą. Była już na Spacerniaku kilka razy, ale Ścieżki nigdy dosyć i pojawi się na pewno jeszcze nie raz, bo o każdej porze roku jest ładna. Chodzę nią do sklepu, bo jest krócej (i fajniej) niż przez osiedle. Trzeba tylko uważać, żeby się na niej nie potknąć o jakąś wystającą z ziemi cegłę i nie runąć jak długa na ziemię…

To jedna ze ścieżek odchodzących.

Sklep, o którym była mowa, to duże delikatesy. Nie jest tanio, choć bywa, że taniej niż w małych sklepach typu Lewiatan czy Stokrotka, o Żabce nie wspominając. Na osiedlu króluje oblężona o każdej porze Biedronka, czynna do 1-ej w nocy, ale tam chodzę w ostateczności (np. gdy bardzo mi się śpieszy albo nie jestem w stanie ujść dalej, niż 200 m…). Tu jest luźno, bez kolejek i można kupić prawie wszystko, czego dusza zapragnie. Trzeba się tylko umieć ograniczać i kupować tylko to, czego się naprawdę potrzebuje, w ilościach, jakich się naprawdę potrzebuje.

Osiedle jest z lat 70., ale na jego skraju stoi kilka budynków przedwojennych. Mówiło się na nie „przybudówka” (i piło pierwsze piwo w bramie).

Należy tu wiedzieć, któremu klubowi się kibicuje.

Zaletą starych osiedli jest to, że są – po pierwsze luźno zabudowane, ludzie nie zaglądają sobie w talerze, po drugie – bardzo zielone – drzew sadzono na nich dużo i zdążyły się one przez lata rozrosnąć. Niestety przez to osiedle przeszło kilka lat temu coś w rodzaju trąby powietrznej – gwałtowny poryw wiatru podczas burzy w kilka minut powalił lub połamał kilkanaście starych drzew (między innymi to rosnące przed moimi oknami, przez co w dni takie jak dzisiaj prażę się jak na patelni). Zostało po nich całe mnóstwo ciekawych pniaków.

Ale trochę zieleni się ostało.

Na przykład ta na placu zabaw. Jest ogromny (na zdjęciu tylko fragment) – dla maluchów, dla starszych dzieciaków i dla dorosłych też coś jest. Duża część w cieniu. Żółta drabinka na pierwszym planie pamięta chyba jeszcze czasy, gdy ja się po niej wspinałam, ale większość urządzeń jest nowa.

Zieleń jest też w przyblokowych ogródkach, lekko zdziczałych, czyli takich, jakie lubię.

Mieszkają w nich jeże – jakieś dwa miesiące temu spotkałam wieczorem jednego na schodach do bloku. Sporo jest też ptaków śpiewających, choć ich śpiew zagłusza skutecznie ruchliwa ulica nieopodal.

Na koniec coś bez związku z tematem, ale nie mogłam się oprzeć. Stała pod Żabą.

Kończę i idę podkręcić wiatrak.

Opublikowane przez typikalme

Z urodzenia warszawianka. Lubię szwendać się po mieście, pieszo i zbiorkomem. Lubię też chaszcze i chwasty. "Typical me" pochodzi z piosenki The Smiths "I Started Something I Couldn't Finish".

2 myśli na temat “Osiedle

Dodaj komentarz