Ponieważ poproszono mnie o usunięcie wpisu o Wiśniówce, musiałam jakoś zapełnić powstałą dziurę na blogu. Tak więc dzisiaj dwie inne, całkowicie „legalne” kieleckie dziury w ziemi. Pierwsza to rezerwat Ślichowice – chyba najciekawszy geologicznie.

Jak widać, dawny kamieniołom mieści się tuż obok osiedla mieszkaniowego. Zazdroszczę mieszkańcom TAKIEGO miejsca spacerowego. Chodzą tu sobie wyprowadzać pieski.

Wschodnia ściana wyrobiska […] to otwarta księga dziejów Ziemi, w której zapisały się wydarzenia i procesy sprzed milionów lat. Odsłonięte są tu skały osadowe pochodzenia morskiego, które tworzyły się ponad 360 mln lat temu, w późnym dewonie. Historia tych skał zaczyna się z początkiem dewonu górnego od płytkiego, tropikalnego zbiornika morskiego, na którego dnie rozwijały się budowle organiczne nieco zbliżone do współczesnych raf. Geologiczną pamiątką tego „tropikalnego raju” są masywne wapienie z licznymi skamieniałościami gąbek, koralowców i innych ciepłolubnych organizmów, odsłonięte w północnej części wyrobiska […]. W kierunku południowym mamy w profilu coraz to młodsze skały późnego dewonu: wapienie należące do tzw. warstw kostomłockich budujące niemal całą wschodnią ścianę wyrobiska, oraz ciemne margle i łupki widoczne w ścianie południowej. […] Fałdy i uskoki widoczne w skałach dewońskich to efekt procesów geologicznych, które miały miejsce po dolnym karbonie, w czasie tzw. hercyńskich ruchów górotwórczych. Skały dewońskie, które powstawały na dnie morza, zostały wówczas wypiętrzone tworząc powierzchnię górzystego lądu. [z tablicy informacyjnej – tej nie zabazgranej spray’em].


Autochtoni jakoś tam włażą (słyszałam, jak sobie tam w głębi siedzieli i gadali), ale nie wiem, którędy (chyba po prostu przełażą przez ogrodzenie).








Tu także dobrze widoczne są synkliny i antykliny, czyli fałdy powstałe wskutek ruchów górotwórczych, choć latem zasłania je trochę roślinność.

W samym sercu Kielc znajduje się kolejny kamieniołom. Pochodzenie skał podobne jak w Ślichowicach – 359 mln lat, górny dewon. Szczątki gąbek, koralowców, mszywiołów, ramienionogów, ślimaków, głowonogów i ryb pancernych. Oprócz tego, współcześnie – cenne gatunki roślin wapiennolubnych oraz m.in. nietoperze (w licznych jaskiniach).

Po zamknięciu wyrobiska w latach 60. XX w. woda podziemna z dewońskiego poziomu wodonośnego samoczynnie wypełniła dno kamieniołomu, tworząc tzw. Szmaragdowe Jezioro. Na przełomie lat 60. i 70., na skutek zwiększonego poboru wody z ujęć komunalnych jezioro stopniowo zanikło. W latach 70. próbowano je zreaktywować, ponownie zalewając kamieniołom wodą, ale ta uciekała przez spękania i szczeliny krasowe i jezioro ponownie zniknęło. Z biegiem lat w części północno-zachodniej wyrobiska ponownie „samoczynnie” utworzył się zbiornik wodny, zasilany wodami opadowymi i wodą ze spływów powierzchniowych i podpowierzchniowych. Zmienia on swoją powierzchnię w zależności od pór roku.





Ale ja na tyrolkę się nie piszę.








W amfiteatrze trwały akurat próby zespołu Zakopower przed wieczornym koncertem. Muzyka nie w moim guście, ale akustyka idealna.

Na terenie wyrobiska zinwentaryzowano 25 jaskiń. Tę można zwiedzać z przewodnikiem, trzeba się najpierw zapisać. Nawet myślałam o tym, ale dobrze, że tego nie zrobiłam, bo po przejściu tylu kilometrów już chyba nie dałabym rady tam wleźć. Odpoczęłam więc tylko na ławeczkach Jerzego Kapuścińskiego i powlokłam się dalej – do parku.

Wzięłam na podróż pociągiem „Dzienniki gwiazdowe”, ale nawet czytać nie miałam już siły.

