
Rychtuję nuty, w garście spluwam i patrzę w nuty jak sroka w kość, kapelmistrz uno, duo, tre woła, stuka, i cwikierem złoto błyska nam, i wchodzą zgrzybce z cicha pęk… ale co to? Dyryguje kapelmistrz, lecz nic nie słyszę, jeno jakby ktoś szmerglem tarł… oj zgrzypią te zgrzybce… struny zapaskudziły się czy co? A ot i moje wejście, więc spuszczam dłoń, by tarabambnąć, dzielnie uderzam, lecz tylko pstuk, pstuk, słyszę, jak we drzwi, patrzę, a bęben ani drgnie, powierzchnia jakaś sztywna, gładka jak sadzawka zamarznięta, jak tort, nic nie pojmuję, i znowu stuk! stuk!, nie będzie z tego wiele, myślę, a już orkiestra wchodzi, kwiczy, pstryczy, szuści, gwizdra i widzę, olaboga, puzonista puzonowi pomaga wargami bububu, a zgrzypacze buzie w ciup i tititi, sami nucą, niemym instrumentom w sukurs spieszą, jakaż to gra, a kapelmistrz wsłuchany, nagle w pulpiterium bac! I rzecze: Nie. Ach, nie tak!
Stanisław Lem, „Cyberiada”, Wydawnictwo Literackie, 2019.
Edytor wordpressa podkreślił mi wężykiem dziewięć wyrazów w tym krótkim fragmencie opowiadania Stanisława Lema „Edukacja Cyfrania” z „Cyberiady”, a znalazłoby się wiele takich, w których zaczerwieniłoby się jeszcze bardziej. Co pokazuje, jaką inwencją słowotwórczą dysponuje ten najlepszy z naszych współczesnych pisarzy (moim skromnym zdaniem). Jako też wszelką inną wyobraźnią oraz wnikliwością spojrzenia.
Niektórzy interpretują państwo Hafnu wraz z jego orkiestrą jako aluzję do prl-owskiej rzeczywistości, jednak sam Lem odżegnywał się od takich domysłów. Historia ta rzeczywiście dotyczyć może również innych czasów i ustrojów…
Trudno jest Lema sfilmować, bo feeria jego fantazji, połączona z filozoficzną głębią, niełatwa jest do zwizualizowania – każda jej próba będzie daleka od doskonałości, mimo dokładnych z pozoru „wytycznych”. Film jest medium zbyt dosłownym, najlepiej świat Lema przełożyć na język sztuki, co całkiem nieźle udało się Danielowi Mrozowi – w lemowskiej serii Wydawnictwa Literackiego „Cyberiada” zilustrowana jest jego rysunkami.
Książkę przeczytałam już jakiś czas temu, ale nie bardzo wiedziałam, jak ten fakt zobrazować na blogu. Z pomocą przyszli mi (nieświadomie) Tropiciele Niepodległej, którzy znaleźli w Warszawie, a konkretnie na wolskich Odolanach, miejsce z lemowskim klimatem. Tam się dzisiaj udałam na króciutki spacerek.





Dla mnie książki Stanisława Lema są nadal niesamowite. Dzięki za zebrane „ilustracje.”
PolubieniePolubione przez 1 osoba