Moje przesilenie zimowe w tym roku przypadło kilka dni przed czasem. Harówko-nerwówka zimowa w pracy sięgnęła swojego zenitu dzisiaj, poprzedzona spektakularnym preludium w postaci zaprezentowania swojej zaspanej, rozczochranej gęby prosto z łóżka na wczorajszej konferencji on-line. Prezentacja trwała kilka sekund, ale widownia liczyła ponad setkę luda, więc na pewno parę osób zauważyło. Jedna zresztą życzliwie zadzwoniła („Typikal, masz włączoną kamerkę…”). „Wiem, właśnie próbuję ją wyłączyć…” – zasyczałam, nie będąc pewna, czy mikrofon też nie jest włączony (był), kierując rozpaczliwie ekran laptopa na ścianę nad łóżkiem i w popłochu szukając przycisku wyłączającego Podglądacza. Przez jakieś pół minuty uczestnicy konferencji podziwiali więc z kolei plakat z efektownym Archeopteryxem z Muzeum Historii Naturalnej w Berlinie, zastygłym w równie rozpaczliwej pozie w jurajskiej skale sprzed 150 mln lat (do obejrzenia tutaj). No a dzisiaj wylądowałam najpierw u kierownika („zwalniam się!”), a później na kozetce (a kozetka na to: „wyluzuj” i „j….ać to”).
W ramach wyluzowania więc – dwie foty z wtorkowego „spaceru”:

…czyli uroki zimy zza płotu…

…czyli uroki świątecznego miasta z przystanku.
Nie daj się i luzuj po swojemu!!
PolubieniePolubione przez 1 osoba