A tak poza tym to mamy święta. Udało nam się dotrwać do nich w zdrowiu i spędzić Wigilię w (prawie) tradycyjnym, bo tylko pięcioosobowym składzie, na wsi, przy mikroskopijnej choince last minute (ubieranej na pięć minut przed godziną „0” przeze mnie i bratanka), nowopomalowanych ścianach, kolędach i Beatlesach. Był karp po żydowsku w galarecie, zupa grzybowa, pierogi i „euforia”. Były długie rodaków rozmowy do prawie pierwszej w nocy, wszystko w miłej atmosferze. Prezenty się podobały. Czyli jak trza. Choć o mały włos, a byłoby nie jak trza, bo w drodze na wieś bratu zepsuł się samochód. Na szczęście nic poważnego, postaliśmy parę minut na stacji benzynowej i ruszył.

Prezenty urodzinowo-mikołajkowo-gwiazdkowe (piżamka, kalendarz, drewniane puzzle, naszyjnik, karty upominkowe do Kappahla, wstążki i naklejki do moich rękodzieł, serwetka i słodycze (czekolada, pierniczki i pralinki).

W tym roku nieco inna niż zwykle, bo nie ma na niej plastiku (nie licząc lampek) – tylko szkło, ceramika, papier, drewno, słoma, szyszki, orzechy, filc i pierniki.
Wesołych Świąt!