Tak to jest, gdy ktoś zapomni dosypać nasionek kwiatków innych niż niebieskie do mieszanki „łączkowej”. Na poprzednich imieninach, pod koniec lipca, rosła w tym miejscu tylko trawa. Teraz się zaniebieściło. Ładnie, ale trochę monochromatycznie : ).







Jabłka w starym sadzie obrodziły, zwłaszcza kronselki, w przeciwieństwie do winogron, które chyba przemarzły. Jeżyny dopiero dojrzewają. Z braku laku nazbierałam więc orzechów laskowych. Na deser oczywiście była szarlotka, jeszcze ciepła, bo bratowa machnęła ją (łącznie z obraniem jabłek) między jednym kieliszkiem wina a drugim. Stół w kuchni zastawiony musem jabłkowym, zaczyna brakować słoików. Brat chodzi po ogrodzie i łopatą zgarnia zepsute owoce na kompost. Znaczy – nadeszła jesień.
Były jeszcze placki dyniowe i klopsiki z sosem grzybowym z moich prawdziwków – pychota. Ot, i cała imprezka.