
Pogoda mało spacerowa, więc przejechałam się dzisiaj do centrum handlowego na Targówku. Obiecałam mamie, że pomogę jej wybrać biurko i komodę (i stół, i krzesła, i lustro…). Właściwie wszystko ma do wymiany, wszystko jest stare, sfatygowane, niewygodne albo popsute. Najgorsze, że nawet „kompaktowe” meble IKEI i tak często są za duże do 45-metrowego mieszkania podzielonego na 3 pokoje z kuchnią. Gdy przeprowadziliśmy się tam z 12-metrowego mieszkania na Pradze (bez łazienki), wydawało się ogromne, teraz dziwnie się skurczyło. Problemem nie jest metraż, ale właśnie to ućkanie na małej powierzchni tylu pomieszczeń. Gdy mieszkaliśmy tam we czworo, a potem w trójkę, miało to sens – każdy miał swój kawałek podłogi. Mnie, jako najmłodszej, przypadło 6 metrów. Z oknem od północy. Jednak nie narzekałam, bo był to mój w ł a s n y kawałek podłogi, a zawsze miałam silną potrzebę prywatności. Teraz jednak jest to bardzo niefunkcjonalne.
Mamie ciężko jest podjąć jakąkolwiek decyzję. Do czegoś tam się poprzymierzała, coś tam sobie pozapisywała… I teraz będzie się zastanawiać. Ja się nie zastanawiałam, i – korzystając z okazji – kupiłam sobie trochę rzeczy (w tym nowe buty do spacerowania). Mama ostatecznie wróciła z kilogramem Lavazzy (jej jedyny w życiu nałóg) i szwedzkimi klopsikami : ).